Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tatuś. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tatuś. Pokaż wszystkie posty

piątek, 31 maja 2013

"Świat małęgo Ludwiczka", czyli poznajemy nowe słowa

Mikiś rozkręca się z mówieniem :)
Niestety nie nadaje "po polsku" przez cały dzień, lecz raczej coraz chętniej powtarza nowe słowa. I tak dziś na tapecie pojawiło się:
- beben - bęben
- tułw - żółw.
Ostatnio umie też powiedzieć budy (budyń) i baon (balon).
Na dodatek większość nowych słów (poza budyniem) poznał i powiedział przez... bajkę. "Świat małego Ludwiczka". Dla nas jest ona mega nudna, ale jak widać w stosunku do Mikiego spełnia swój charakter edukacyjny :)
Przez tą bajkę nauczył się mówić się też tator (traktor).

Także Mamusia z Tatusiem zaprzyjaźniają się z nudą i puszczają dziecku Ludwiczka :)

wtorek, 21 maja 2013

Gonitwa, czyli bilans, zakupy i coś tam jeszcze

Nie, nie urwałam się z kursu, właśnie mam przerwę :)

Wczoraj miałam bardzo zabiegany dzień. Zaraz po kursie pojechaliśmy z Mikim do pediatry na bilans 2-latka. Wszystko w najlepszy porządku, choc nieco za mało mówi. Ale u chłopców ponoc jest to normalne :)
Waga pokazała nam 15 kg, wzrostu 93 cm (dwa dni wcześniej w domu było 96 cm :P).

Potem z Mężem do dentysty. Ja w tym czasie miałam się wybrac do pasmanterii, ale było już za późno i sklepy pozamykane.

Potem do moich rodziców, gdzie zostawiliśmy Mikiego do czwartku, bo Teściowa idzie do szpitala.

A żeby nie jeździc już dzisiaj, od razu wybraliśmy się na szybkie zakupy. Jako, że Mikiś jeszcze za mały, a Duży M. zapomina, upomniałam się o prezent na Dzień Mamy :) i dostałam dwa flakoniki perfum, które sama sobie wybrałam :)
Oczywiście prezenty dla naszych mam też zakupione :)
Ja sama zaopatrzyłam się jeszcze w dwa nowe biustonosze. Dobrze jest kupowac w hipermarkecie, bo taniej niż w salonach z bielizną, a można przymierzyc :)

W każdym razie w domu byliśmy przed 21 :)

Z innych spraw...
W końcu zaczęłam szydełkowac. Jak na razie nie jest źle i nawet mi się podoba :) bardziej niż druty.
Ale na ten temat więcej napiszę zaraz na Igiełce ;)

A teraz siedzę na kursie i wyliczam wynagrodzenia :) Niestety (albo stety) na razie fikcyjne :)

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Poweekendowo, czyli co tam u nas się działo

I znowu piszę siedząc na kursie.
Mam nadzieję, że nie stanie się to normą :) chociaż może by i tak :)

Co u nas słychac? (wybaczcie brak kreseczki nad "c", ale klawiatura coś szwankuje...)
Cisza i spokój.
Tak, jasne. Chciałabym.
Dzieje się sporo.

Piątek miałam wolny, więc wybraliśmy się z Mikim na wycieczkę. I ponieważ mam bilet kwartalny, jeździliśmy sobie dośc sporo autobusami i tramwajami. Mikiś był oczywiście bardzo zadowolony, choc przyznam, że w drodze powrotnej, był już nieco znudzony.
Będąc u rodziców, wybrałam się do fryzjera. Wycieniowała mi i skróciła włosy. I chyba nie do końca jestem zadowolona. Im częściej patrzę w lustro, tym większe mam wątpliwości. Przód miał byc dłuższy, tył skrócic, a ona zrobiła odwrotnie. Muszę znaleźc sposób, jak je układac, to może przywyknę...

Sobotę w połowie spędziliśmy z Mikim sami, bo Duży M. przez cały miesiąc ma soboty pracujące. Ale ponieważ pojawiła się u nas wiosna, byliśmy na podwórku. Niestety złapał nas deszcz... Wieczorem udało mi się trochę pohaftowac, ale jestem sporo w tyle.

W niedzielę rano oczywiście kościół, gdzie Mikoś robił księdzu "niu niu". Potem zakupy, bo w lodowce pustka. Gdy Mały się wyspał, poszliśmy na spacer na plac zabaw, a potem była znowu zabawa na podwórku. W między czasie jeszcze upiekliśmy sernik :)

A teraz poznaję Exel'a.
Ta częśc jest nawet ok, bo w sumie nigdy exela dobrze nie poznałam...


PS.
Właśnie pojawiło się nowe opowiadanie. Albo raczej mini-miniaturka ;)
Zapraszam do czytania.

wtorek, 26 lutego 2013

Weekend na 1 2 3, czyli targujemy, kupujemy i gotujemy

Jak widać po tytule, weekend minął nam bardzo aktywnie.
Ale po kolei...

1. Targujemy. A dokładniej to wybraliśmy się na targi budowlane, bo planowana jest wymiana pieca. Miki był bardzo grzeczny, chociaż bez wózka i chodził sam. Bałam się, że będzie nam uciekał i biegał, gdzie chce, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego czarował wszystkie hostessy i osoby obsługujące stanowiska, co zaowocowało kilkoma balonami, cukierkami, czekoladkami, lizakami i innymi gadżetami. Najlepsze było z cukierkami. Na jednym stoisku zobaczył cukierki, a że Tata i Mama nie chcieli dać, więc hop na nogi i wezmę sobie sam. Pan się zgodził i podał Mikiemu talerz. Miki wziął jednego i chce obchodzić, ale Pan proponuje kolejnego. Wziął wiec następny, ale poprzedni odłożył. Pan się śmieje i mówi, że może sobie wziąć więcej. Co robi Miki?  Łapie za cały talerz :)

2. Kupujemy. Czyli po prostu wybraliśmy się w niedzielę rano na zakupy. Poszło dosć szybko, bo i ludzi mało.




3. Gotujemy. Albo dokładniej to smażymy. Bo Mamusia czuje się już dużo lepiej (zamieniłam rumianek na szałwię) i dużo więcej może jeść. A ponieważ w czasie obowiązkowej diety miałam ochotę na bardzo dużo różnych rzeczy, teraz powoli bierzemy się za nie. Na pierwszy ogień poszły donuty. Przepis mam z tej strony, jednak zamiast drożdży w proszku, dałam ok 75 g świeżych. I wodę też zamieniłam na mleko. 





Jak widać, podałam je z cukrem pudrem. I wyszło mi więcej, niż w przepisie. Donutów ponad 30, plus jeszcze więcej środków.












A skoro olej był już gorący, Duży M. wpadł na pomysł zrobienia chipsów.
Wiec były i chipsy.

Także do ans Tłusty Czwartek zawitał w niedzielę, ponad dwa tygodnie później niż pokazuje kalendarz.









czwartek, 7 lutego 2013

Relacja prosto z domu, czyli jak to było z tym szpitalem

Do domu wróciłam już wczoraj.
Gardło dalej boli, ale było to do przewidzenia. I tak jest nieco lepiej, niż się spodziewałam. Najgorzej jest rano, w ciągu dnia ból nieco maleje.

A ponieważ jeszcze w szpitalu przychodziły mi do głowy myśli, którymi chciałam się z Wami podzielić, a bałam się, że o nich zapomnę, spisałam je sobie w telefonie i teraz robię małą wrzutkę ;)

Dzień 1
Nie jest tak źle. Pomimo, że to niedziela, komplet badań miałam zrobiony w trzy godziny (łącznie z EKG i prześwietleniem płuc). poza tym cisza i spokój i mogę sobie do woli haftować :)
Szpital jest chyba podzielony na dwie części: tych, co boją się "kwik kwik" (znaczy grypy i świńskiej w rozumieniu mojego Męża) i tych, co się nie boją. Czemu? Sąsiadka leży na jakimś innym oddziale i nie ma wizyt, bo grypa. A u mnie spokojnie, bez nerwów, odwiedziny są. Dziwne, ale ja nie narzekam :)
Jedzenie znośne. Dziś był rosół (lepszy niż Teściowej, ale nie mówcie jej :P), ziemniaki, udko i buraczki. Rosół gorący, a drugie zimne. Kolacja nieco gorzej, bo dwie kromki chleba, bułka i kawałek masła. Na szczęście Mąż i Rodzice mnie zaopatrzyli. Na dodatek do jutra już zero jedzenia :\
Poza tym właśnie odwiedzi mnie... ksiądz. Wszedł na chwilę, porozmawiaj i poszedł dalej. Całkiem sympatyczny, nie starał się na siłę nawracać, a raczej wpada sprawdzić jak się mają owieczki :)
Jedno mnie tylko śmieszy. Jest ubikacja męska, dla niepełnosprawnych i łazienka. Myślałam, że ubikacji damskiej po prostu nie mogę znaleźć, więc zapytałam pielęgniarki. I co? I panie korzystają z ubikacji dla inwalidów. Ja nie wiem, ale czy to ma coś znaczyć? Czy kobiety z założenia są niepełnosprawne? Dziwne, bo ja czuję się całkiem ok ;)

Dzień 2
Teraz już nie jest źle, ale przyznaję, że było tragicznie. Gardło bolało niemiłosiernie.
Sam zabieg to był przyjemny sen. Gorzej, jeśli chodzi o wybudzanie. Każą ci spokojnie oddychać i łykać ślinę, ale rurka w gardle uniemożliwia obie te rzeczy.  Gdy ją wyjęli, spokojnie mogłam oddychać, ale nie było mowy o połykaniu. Wszystko wypluwałam...

Dzień 3
I już nie leżę sama na sali. Dali mi do towarzystwa młodą dziewczynę (jeśli dobrze podejrzałam rocznikowo ma 20 lat), też na wycięcie migdałków. Już jej współczuje...
Ze mną już lepiej. Boli to jasne, ale nie jest tak źle, jak myślałam. Ale mówienie niestety też boli...
Ksiądz oczywiście znowu nas odwiedził. Był ciekawy, jak mi idzie haftowanie. A idzie dość dobrze i szybko, aż sama jestem w szoku.
Ciężko się tylko dowiedzieć, kiedy wyjdę do domu. Planowo jutro, ale tego dowiem się dopiero na rannej wizycie...

Dzień 4
Dziewczynę obok wzięli na operację, a ja nie mogłam doczekać się na wizytę. W końcu najlepiej zdrowieje się w domu. Wizyta przyszła i okazało się, że muszę czekać, aż zbada mnie lekarka prowadząca.  A ona operowała...
W każdym razie doczekałam się. Ale nie chciałam usłyszeć, że dobrze byłoby, żebym jeszcze dzień została. Ale kiedy obiecałam, że będę leżeć, nie będę zajmować się dzieckiem, żądnego gotowania i w ogóle będę się bardzo oszczędzać i brać leki, zgodziła się mnie wypuścić. Także już dzisiaj do domu.
Niestety Mikoś do soboty zostaje u Dziadków. Raczej nie jest możliwe, żeby będąc w domu dał mi leżeć i spędzał czas z Babcią. Dlatego postanowiono, że zostaje na dłużej. I jakoś wątpię, żeby miał ku temu jakieś obiekcje ;)

środa, 30 stycznia 2013

Tor, chrzciny i bułkeczki

Miałam w planach napisać w poniedziałek relację z chrzcin. Ale Miki mi się zbuntował i nie poszedł spać, wiec się nie dało. Wczoraj jakoś weny nie miałam, więc będzie dziś.

Impreza ogólnie zaliczona do tych bardziej udanych. Ale tylko dlatego, że Mikoś był z nami. Inaczej pewnie zebralibyśmy się szybko po torcie. Dlaczego? Nie fajnie jest bycie ignorowanym. I Szwagra i jego Żonę bardziej interesowali znajomi, których wzięli na chrzestnych. Także gdy byliśmy bardzo znudzeni, szliśmy bawić się z Mikim. Bo choć dzieci było sporo, Mikoś i tak bawił się głównie sam.
Podsumowując? Nie było tragedii, ale szału też nie.

A dzisiaj chciałam upiec bułeczki mleczne. I upiekłam, choć wszystko (czyt. Synuś), było przeciwko mnie. Na szczęście jakoś się udało. Ale... W sumie myślałam, że będą lepsze/ To nie to, czego się spodziewałam piekąc je...


Tort wyszedł nam naprawdę super. Nie słodki ani mdły. Biszkopt przełożony bitą śmietaną. Dekoracja też z bitej śmietany. Różowa śmietana powstała w wyniku dodania galaretki wiśniowej. Nie widać zbyt dobrze, ale oczy i pazurki zrobione są ze srebrnych cukierków.
 

wtorek, 22 stycznia 2013

Nadrabiamy, czyli o tym, co się u nas działo i nie działo

Z jednej strony mam ochotę powiedzieć, że wieje u nas nudą. Ale czy tak naprawdę można się nudzić przy niespełna dwuletnim dziecku?
Więc nudzimy się, ale dość dynamicznie i kreatywnie :)

W niedziele wykorzystaliśmy Tatusia i wybraliśmy się na całodniową wycieczkę po Babciach. Miki padł w samochodzie po całodziennych igraszkach z Dziadkiem. Dzisiaj też zabrałam Małego i pojechaliśmy do moich rodziców. Mąż i tak w pracy na popołudnie, a Miki z jakiegoś powodu ciągle jest głodny obecności Dziadka :)

W piątek chrześniak Męża miał urodziny. Imprezy jako takiej nie było, tylko Teściowa upiekła tort i zjedli go u Babci J. Nad jednak to ominęło, bo akurat byli u nas moi rodzice. Stwierdziliśmy, że pójdziemy z życzeniami na spokojnie w sobotę. Nie wyszło, bo dzieciaki pojechały na weekend do drugiej babci. Dlatego wczoraj zabrałam Mikiego i poszliśmy. Jakoś nie bardzo mi się chciało, bo w sumie nie mam zbyt wielu tematów do rozmów ani ze Szwagrem ani z jego Żoną, ale cóż zrobić... Posiedzieliśmy chwilę i zostaliśmy zaproszeni na chrzciny w niedzielę. Bo chyba zapomniałam wspomnieć, ale pięć tygodni temu urodziła im się córeczka. W każdym razie nie musimy się martwić prezentem, bo mamy upiec misiowy tort :)

Jeśli zaś chodzi o ostatni post... Fajnie się robi na drutach, ale to chyba jednak nie dla mnie.
Jest jednak nadzieja ;)
Chyba znalazłam w końcu coś dla siebie.
Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Jak tylko skończę, pokaże Wam efekty :)


niedziela, 2 grudnia 2012

Impreza, mikołajkowa zapowiedź i zabawa w projektanta

Wczoraj byliśmy u mojego Dziadka na imprezie urodzinowo-imieninowej. Miko szalał z Dziadkiem i Ciocią, albo ładnie bawił się sam. W każdym razie do domu wróciliśmy około 21, a On dalej nie chciał spać. Ale tak już z Nim ostatnio bywa, że zasypia w okolicach 22.

Mikołajki są w czwartek, ale Mikoś już wczoraj zebrał pierwsze łupy, a mianowicie... hmmm.... w sumie, to nawet nie wiem co to jest :) Takie dużo w jednym: sorter z klockami, koraliki na drucikach, obracane obrazki i coś tam jeszcze. To od Wujka i Cioci, a od pradziadków... zdalnie sterowany samochodzik. Taka prosta wersja, która jeździ tylko przód - tył, ale Miko frajdę ma ogromną. Już zdążył rozładować baterie. A razem z Miki frajdę ma Dziadek, Ciocia i Tatuś :)

Ja dostałam od Babci trzy materiały, które już od jakiegoś czasu zalegały jej w szafie. Do tego sama ostatnio sobie kupiłam dwa, a schowaną mam jeszcze satynę, którą dostałam na urodziny. Także teraz ciągle szyje i szyję. Albo coś dla siebie, albo misie. Obecnie na wykończenie czeka jedna sukienka/tunika. I mam pomysł na fajny komplecik w kratkę, ale muszę zobaczyć, czy wystarczy mi tego materiału. Jak się wyrobię, to założę za tydzień w niedziele na roczku u kuzyna. A jak nie, to może chociaż do Wigilii się wyrobię ;)

Na MikoMisiach pojawiły się nowe miśki. A dokładniej cała gadzia rodzinka :)

wtorek, 27 listopada 2012

Co tam u nas dzialo sie...

Mamy szczescie, choroby chwilowo nam - odpukac  w niemalowane czolo :) - odpuscily. Takze dzis wybieramy sie z Mikim na szczepienie. Po dlugich przemysleniach postanowilismy zakupic po raz kolejny szczepionke w aptece. Co prawda kosztowala na niecale 200 zl, ale juz wiemy czego sie spodziewac, bo poprzednie trzy szczepienia tez szczepilismy Infarixem Hexa. A przy okazji Mikos oczarowal pania w aptece - po raz kolejny - i dostal tabliczke czekolady :)

Ciagnie mnie do maszyny, bo mam wykroje na kolejne 8 maskotek, ale poniewaz Mikos jeszcze nie spi, a Tatus naprawia piaskownice (w srodku zgromadzila sie woda, a poza tym popekaly sruby), wiec misiaki musza troche poczekac. Ale zamiast tego mam teraz troche czasu, zeby cos napisac, jednoczesnie piekac babeczki z serkiem waniiliowym i cytryna oraz napic sie zielonej herbaty o smaku melona :)

Miki na razie nieco przystopowal z nauka nowych wyrazow. Na razie perfekcyjnie idzie mu 'kakao' :)

Caly czas zapraszam tez na misiowego bloga, gdzie jest link do naszego konta na allegri, gdzie mozna kupic MikoMisie ;)

poniedziałek, 8 października 2012

Kaszel, spanie i artysta malarz

Szkoda, że ludzie nie są jak niedźwiedzie i nie zapadają w sen zimowy. Albo jak niektóre ptaki, nie odlatują do ciepłych krajów...

Miki znowu kaszle. Dawno nie był chory... Jedynie pocieszenie jest takie, że jak na razie na samym kaszlu się kończy. Ale męczy go mocno.  Do lekarza jeszcze nie idziemy. Zrobiłam Małemu syrop z cebuli i zrobiliśmy zaopatrzenie w aptece. Mam nadzieję, że mu przejdzie.

Mąż znowu ma wolne. Dziś i jutro. Dlatego już jakiś czas temu postanowiliśmy odzwyczajać go od naszego łóżka. Od soboty zaczęliśmy stosować metodę płaczu kontrolowanego i... Miko płakał pół godziny (z zegarkiem w ręku). Pod koniec sama miałam ochotę płakać. Tak bardzo było mi go szkoda... Ale w końcu zasnął sam i spał bite 7 godzin. Potem było trochę problemów, ale daliśmy radę. Gorzej było wczoraj, bo Mały szybciej zasnął mi na rękach. Ale to dlatego, że w dzień mało spał, bo tylko 50 min. Zasnął nam w kościele, a w drodze powrotnej się obudził i dalej nie chciał. Najlepsze było to, że nie mieliśmy ze sobą wózka. Bo stwierdziliśmy, że Miko i tak z niego wychodzi... Więc całą mszę spał mi na rękach :)

Od paru dni Miki zaczął interesować się rysowaniem. Albo raczej czymś, co tą czynność przypomina :) Oczywiście podtykamy mu pod nos kartki i zeszyty, ale nie zawsze zdążymy. I tak styczność z długopisem miała już gazeta, książka (wiersze Tuwima) i mikusiowe papcie :)
Gdy weźmie się sam za "rysowanie", jest cisza i spokój, ale kiedy ktoś jest obok, zaraz chce, żeby rysować mu kwiatuszki. A mnie się pomysły na ich wygląd już kończą :)

wtorek, 2 października 2012

Nadrabiamy zaległości... albo i nie :)

Wiem, zawaliłam. Ale najpierw Miko był przeziębiony, a potem dopadło mnie. I choć chorowaliśmy całą trójką, ja niestety miałam najgorzej. Tyle dobrego, że Tatuś miał akurat tydzień wolnego.

Jesteście świadomi tego, że mój Synuś skończył wczoraj 17 miesięcy? Już za miesiąc będzie oficjalnym półtoralatkiem. Ciężko mi w to uwierzyć... Jeszcze nie tak dawno byłam w ciąży, tu mam takiego wielkiego Synka :)

W dodatku zauważony dziś został 15. ząbek. Także do pełnego kompleciku brakuje nam już tylko piąteczek i jednej dolnej trójeczki.

Co się jeszcze u nas działo? Sporo. Teraz nawet nie wszystko pamiętam :) Wiem, że chciałam napisać sporo, ale normalnie mam pustkę w głowie. W sumie, to nic nowego :)

Chyba po prostu będę nadrabiała to na bieżąco ;)

piątek, 21 września 2012

Gadulixus (nie)Pospolitus i eksperyment pana Okrasy


Najpierw na świeżo...
Postanowiliśmy z Mężem, że dziś na obiad wyczarujemy sobie lindlowski pomysł pana Okrasy, mianowicie Banicę XXL. Wrażenia? Szału nie ma, co więcej, raczej już tego nie powtórzymy. Robiłam według przepisu, jedynie serek grecki zamieniłam na zwykły twarożek. Ciasto źle się wyrabia, wyszło twarde i ciężko było rozwałkować. Do tego mało farszu na taką ilość ciasta. Piekłam jak trzeba, ale z wierzchu suche, a w środku jakby lekko niedopieczone, a w piekarniku trzymałam nawet troszkę dłużej.Na dodatek blade jak nie powiem co...
Jeść skończyliśmy przed chwilą i zgodnie stwierdziliśmy, że smakuje zbyt przeciętnie jak na tyle roboty.


Pozostając przy kulinariach, wczoraj upiekłam bułki drożdżowe. Z serkiem. Przepis mam od mojej Mamy i robiłam je drugi raz. Pierwszym się nie chwaliłam, bo wyszły nie bardzo. Owszem dało się zjeść i zniknęło dość szybko (Mąż zbyt wybredny nie jest :P), ale coś było nie tak. Okazało się, że były za długo w piekarniku. Teraz trzymałam nieco inaczej i udały się świetnie. Mięciutkie, nie za słodkie.. Pycha :)
Nawet Mikiemu smakują.




A teraz przechodząc do meritum...
Miki coraz szybciej przyswaja nowe słowa. Co prawda na razie wygląda to mniej więcej tak, ze powie raz (lub kilka razy po rząd, jak katarynka), a potem koniec. Nie chce powtórzyć.  Jakby nie do końca był pewien, czy umie...
Chyba, że chodzi o gadanie w "jego języku", wtedy nadaje jak wspomniana katarynka. Gaduła z niego straszny :) Nadaje praktycznie cały czas. Wyjątkiem jest spanie.
A mikowy słowniczek na chwilę obecną wygląda tak:
- truś, tuś - struś
- eżyc - księżyc
- tata - papa
- tatuś
- dada - dziadzia
- ba - bach
- opa pa - hopsa sa
- am - jedzenie, picie
- bayś - Bazyś
- odź tu - chodź tu
- więcej chwilowo nie pamiętam :)
Oczywiście jest jeszcze pełno zwrotów, które nie mają przetłumaczenia na język polski, a są w ciągłym użyciu, np. ami, aaaaaa, yyyy, ooooo ;)

Obecnie Miko się, ale jak wstanie wybieramy się do lekarza. Już drugi raz w tym tygodniu. Byliśmy we wtorek bo katar, kaszel i jeszcze lekka biegunka. Dwa pierwsze zostały zignorowane (gardło czyste, w nosie nie ma nic, dziecko zdrowe), a na ostatnie dieta. Ale taka dieta, że aż się bałam karmień. Bo Miko nie je już zupek-papek, a o gotowanym jabłku mogę zapomnieć. Na szczęście nie było tragedii i sama nieco ją zmodyfikowałam (ile można jeść szynkę?). I jest lepiej.
Ale katar i kaszel się nasiliły. Kupiliśmy maść rozgrzewającą dla dzieci i smarujemy go dwa razy dziennie, może chociaż łatwiej mu się oddycha.
Zobaczymy, co powie tym razem...

czwartek, 13 września 2012

Zimowe zakupy

Cisza i spokój. Pogoda nie dopisuje, więc siedzimy w domu. Co prawda Mikiego roznosi, ale jeszcze udało mu się nic nie zdemolować :)

Kalendarzowo mamy jeszcze lato, pogodowo na razie jesień, a my właśnie zakupiliśmy Mikiemu kombinezon zimowy :) Nie mieliśmy tego w planach, jakoś samo tak wyszło. Mąż przyniósł wczoraj z pracy, bo kolega chciał sprzedać, bo jego syn już wyrósł. Przymierzyliśmy. Okazał się nieco za duży, ale to nawet lepiej, coś się założy i tak pod spód, a Miki jeszcze urośnie. Także mamy świetny kombinezon z Coccodrillo za 70 zł. Używany, ale nie widać. Także jeszcze później trzeba będzie kupić jakieś butki, bo jak z czapką i szalikiem nie wiem, bo nie wiem jak te zeszłoroczne.

Pozdrawiam

czwartek, 6 września 2012

Sukcesy i porażki

Żeby nie wyszło, że jestem chwalipięta, wypadałoby zacząć od porażek.
Niestety zrobię odwrotnie, bo z sukcesu przeszliśmy do porażki.
Ale po kolei.

Robiliśmy wczoraj z Mikim naleśniki na obiad i w międzyczasie zauważyłam, że ktoś zrobił się już śpiący. Więc gdy zjedliśmy, dostał butelkę i do łóżeczka. Nie spodziewałam się sukcesu, raczej płaczu, gdy butla zostanie opróżniona. Tym bardziej, że w międzyczasie zadzwonił telefon. A tu niespodzinka, zaglądam do synusia, a ten... śpi. Byłam w szoku. Co prawda po jakiś godzinie się obudził i mamusina pomoc była potrzebna, ale jednak usnął sam.
Niesiona sukcesem postanowiłam spróbować wieczorem. Jak wcześniej dostał butlę, włączyłam mu kołysanki na płycie i... klapa.  Dopóki kaszka w butelce była, było ok. A gdy się skończyła, płacz. W końcu skończyło się na tym, że jakoś udało mi się po jakimś czasie uśpić go w naszym łóżku, skąd go przeniosłam. A w nocy i tak wrócił. W pewnym momencie (jeśli mnie pamięć nie myli) wszedł nawet Tacie na głowę :)

Z innych sukcesów, Miki wczoraj sam zszedł ze schodów. Trzymał się poręczy i po chwili był już na dole. Nie chciał czekać, aż Mama zniesie wózek i po niego wróci, więc poradził sobie sam.

Yeah!!! Znowu usnął sam :)

Synuś mi dorasta... :P

środa, 5 września 2012

Rytm dnia, zdjęcia i inne nowości

I znowo tyle miałam pomysłów do opisania, a jak przyszło co do czego, pustka w głowie...

Częściowo unormował nam się rytm dnia. Nie wiem, na jak długo, bo u Mikiego zmienia się to bardz szybko. W każdym razie na razie (:P) jest tak (godziny w przybliżeniu):
- 6.30 pobudka
- 9 drugie śniadanie
- 12 obiad
- drzemka (zaczyna się między 12 a 13 i trwa mniej więcej od 2 do 3 godziny)
- podwieczorek
- 18 kąpiel
- 19 kolacja
- 20.30 lub 21 spanie.
Oczywiście pomiędzy jest zabawa, spacery...
Jasne, czasem mamy obsunięcia czasowe. Wystarczy, że Miko wstanie wcześniej lub później, albo, że drzemka jest krótsza lub dłuższa niż zazwyczaj. Ostatnio spał 4 godziny! Wieczorem był za to tragedia uśpić go.

Miki dalej jest bardzo za Tatusiem. Ale na szczęście już nie przeżywa tak bardzo jego nieobecności. Może to dlatego, że teraz Duży M. ma na rano do pracy i kiedy Mikiw staje, jego już nie ma. Nie wiem... W każdym razie dajemy radę. Chociaż zdarza się, że Miki chodzi po cały domu, zagląda do każdego pokoju szukając Tatusia :)

Miki znalazł sobie nowy "plac zabaw", a mianowicie łóżko rodziców. Skakanie, wspinanie się, chowanie pod kołdrą... A jeśli jeszcze do tego dojdzie Mama lub Tata, radości i śmiechu jest co niemiara.
Kolorowe książeczki, chociaż bardzo przez Mikiego lubiane, też powoli odchodzą w odstawkę. Zamiast nich mój synuś woli oglądać... albumy ze zdjęciami. Jego album ze zdjeciami z pierwszego roku życia jest już tak sfatygowany, że zastanawiam się, kiedy się rozleci :)
Inną ciekawą zabawą jest "domek", czyli konstrukcja z poduch, do której z wielką chęcią Miki wchodzi.

Jeśli zaś mowa o zasypianiu... Różnie z tym bywa. W sumie to dwa razy zasnął sam w łóżeczku, częściej na rękach, albo w naszym łóżku, gdzie już zostaje na całą noc. Coraz częściej mam chęć skorzystać z metody Mamci, ale ciągle się waham...
A spanie w ciagu dnia? Najskuteczniej jest w wózku na dworze, ale powli trzeba myśleć nad inną metodą. Zbliża się jesień i na spacery trzeba będzie ubierać się coraz cieplej. Więc jaki jest sens usypiać Małego na dworze, skoro przy rozbieraniu i tak się obudzi?...
Myślę intensywnie.

Wczoraj byliśmy i lekarza. Mały od sobotniego wieczoru ma dość mocno spuchniętego sisiaka. Okazało się, że miał zapalenie napletka. Miał? Owszem, bo nieświadomie sama go wyleczyłam. teraz tlyko profilaktycznie jeszcze okłady. Ale lekarka mnie uspokoiła, bo u chłopców jest to dość częste.

I tyle tego wyszło, a pomysłu nie było ;)

piątek, 31 sierpnia 2012

Wczoraj, dziś i jutro, oraz o spaniu słów kilka

I w końcu piątek... Jeszcze parę godzin i zacznie się weekend :)

Jeśli chodzi o nieobecność Męża w domu, to mamy znaczną poprawę. Przez cały tydzień wychodziliśmy z Dużym M,. z domu i odprowadzaliśmy go na przystanek, a w drodzę powrotnej Miko zasypiał. Dziś jednak pogoda trochę niepewna, bo wygląda, jakby zaraz miało lunąć, więc zostaliśmy z Mikim w domu. Akurat Teściowa piekła ciasto, więc Miki przyglądał się temu z zainteresowaniem. M. chcał wyjść ukradkiem, ale Mały go usłyszał. I co? Obyło się bez płaczu. Synuś przytulił się ładnie do Tatusia, dał mu buzi i wrócił do podglądania Babci. Ufff... A teraz ładnie śpi.
Zamiast tego zaczęły się problemy z kąpielą. Pisałam o tym już ostatnio. Następnego dnia było bez poroblkemu, bo kąpałam się z nim. Ale już wczoraj od początku. Tym razem do wanny wszedł, pobawił się, a gdy przyszło do mycia... zaczął wychodzić z wanny. Kończa mi się pomysły. Dziś spróbuję umyć go bez wczesniejszej zabawy w wannie. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Na jutro planujemy wielkie porządki. Mikiego wywodzimy do Dziadków na cały dzień, a sami bierzemy się do roboty. Trzeba wypuścić wodę z basenu, umyć go i schować, jechać na zakupy, i generalnie posprzątać w naszych pokojach. Będzie bardzo pracowity dzień...


Zastanawiam się ostatnio nad jedną rzeczą. Mamcia pisała na swoim blogu (mlodamama.nablogu.pl) o usypianiu metodą płaczu kontrolowanego. Już nie raz słyszałam bądź czytałam, że jest to bardzo skuteczne. Myślę nad wprowadzeniem jej w nasze życie. O jednej konkretnej godzinie kłaść Małego do łóżeczka, żeby sam usypiał. Może przy okazji nauczy się przesypiać noce w swoim łóżeczku, bo - nie ukrywajmy - robi się coraz większy i craz nam ciaśniej. Tym bardziej, że ardzo się wierci i rozpycha.
Boję się tylko tego, że nie wytrzymam i się w końcu złamie, gdy będzie płakał/krzyczał.
Na dodatek w nocy biorę go do naszego łóżka nieświadomie. Rano nawet tego nie pamiętam. Nadejdzie znowu taka noc i wszystko weźmie w łeb?
Muszę to jeszcze przemyśleć...

sobota, 25 sierpnia 2012

Eh ta skleroza...

Ale mieliśmy wyczucie czasu z kupnem tego komputera. Mamy go raptem dwa tygodnie, a tu okazuje się, że stary zaczyna szwankować. Najprawdopodobniej poszedł zasilacz...

Dzień spokojny. Jedynie Miko zapragnął poczuć się jak dorosły i chyba nie miał zamiaru iść spać w ciągu dnia. Najpierw ja z nim chodziłąm pomad godzinę, potem oglądaliśmy bajki (wbrew pozorom jego to usypia, czasem), ale nic nie pomagało. W końcu tatuś wziął go po rza kolejny na specer i usnął około 14. A ponieważ spał do prawie 17 zastanawiam się, o której zaśnie teraz. Ale w sumie może jutro rano da dłużej pospać...

Eh, i nie wiem, o czym miało być. Zapomniałam. Tak to jestm, jak piszę się jedną notkę przez cały dzień, po kawałku.
Na pocieszenie fotki Mikiego :)


Ten pomidorem był pyszny. Ale chyba zbyt ekologiczny :)

 
 

piątek, 24 sierpnia 2012

3+1=!!!

Razem z Mężem planujemy jeszcze jedno dziecko. Nie chcę poprzestać tylko na Mikim. Co to, to nie.
Ale nie mam też zamiaru powielać działań Szwagra i jego Żony, którzy właśnie oczekują piątego (!) potomka. Albo raczej potomkini, jak wskazują badania.
Dziś miałam mały przedstak tego, co oni mają na codzień, bo troje z czworga postanowiło pobawić się w nową zabawę: podrażnijmy wujka. Ale pozostali jednak na zabawie z Mikim w "domku", czyli kontrukcji z zagłówków i poduch. "Domek" wymyślił Duży M., a Małemu M. bardzo przypadł on do gustu. Szczególnie w czasie, gdy pora spać. Nie w tym rzecz jednak. Na niewielkiem powierzchni naszego saloniku grasowało czworo urwisów. Miki to mały huragan, ale jego kuzyni tak samo. Biegali, skakali, co poniektórzy bili się... Na szczęście nie trwało to zbyt długo i trzódka została zagoniona na dół do Babci, a Miko zabrany do basenu.

Jeśli chodzi o spanie i histerię, to dziś było lepiej. Było, bo Mąż jeszcze w domu, a Miko już śpi. Oczywiście nie obyło się bez płaczu, ale to raczej ze zmęczenia. Chyba musimy wrócić do jednej rzeczy, praktykowanej dawno temu, a mianowicie usypianie Synusia bez obecności Tatusia. Już keidyś zauważyliśmy, że wtedy Mały szybciej zasypia. Podejrzewam, że to dlatego, że Tatuś kojarzy się z zabawą, a Mamusia z obowiązkami i mniej przyjemnymi sprawami.
No, ale zobaczymy, jak to będzie dalej. Jutro już Mąż będzie w domu, a potem na popołudnie. Powinno być łatwiej.

czwartek, 23 sierpnia 2012

Jest coraz gorzej...

Nie wiem, co robić... Mąż jeszcze nawet nie wychodzi do pracy, a Miko już wpada w histerię. Dziś zaczął jeszcze przed 20. Tylko dlatego, że krzykłam na niego, bo mnie szczypał i gryzł. A potem już wszystko było nie tak. Tylko u Taty się uspokajał. W końcu kazałam mu się schować i zabrałam Małego na górę oglądać bajki. Jakoś się udało go uspokoić, ale tylko na chwilę. Wystarczyło, że pokazałam mu butelkę z wodą i spyałam, czy chce pić, a zaczęło się od początku...
Z jednej strony cieszę się, że Miki chętnie chodzi też do taty, bo ja mam chwile wytchnienia, ale z drugiej... Na szczęście jeszcze tylko jutro i weekend.
 A co potem?...

środa, 22 sierpnia 2012

Tatuś i Synuś

Wszystko, co dobre szybko się kończy. Teraz trzeba przestawić się ponownie na szarą codzienność. A już szczególnie Mikiego. W ciągu ostatnich czterech tygodni tak się przyzwyczaił, że Tatuś jest zawsze w domu, że teraz jest problem. Bo Miko przez ten zcas bardzo się do niego przywiązał i Tatuś nie mógł zrobić prawie nic bez Małego. Jeśli tylko wychodził z pokoju, zaraz był krzyk rozpaczy i histerii.
A teraz trzeba wychodzić do pracy...  Duży M. ma teraz nocki, więc niby problemu nie ma.Wystarczy uśpić Małego. Ale to nie takie proste. Miałam zamiar uśpić go wcześniej, ale się nie dał. I musiałam kombinować, co zrobić, żeby nie widział wychodzącego Tatusia Bo jak go nie ma, to jest ok, ale jak Miko widzi, że wychodzi, zaczynają się schody. Duże.
Mam nadzieję, że szybko się znowu przestawi...

Poza tym dzień, jak codzień. Mąż po raz kolejny jechał do serwisu samochodowego, a my po raz kolejny zabraliśmy się z nim do rodziców. Nie uprzedziłam wcześniej, więc była niespodzianka.
A jeśli kiedykolwiek zdarzy Wam się stłuczka/kolizja/wypadek życzę dużo cierpliwości do załatwiania biurokracji.