piątek, 27 lipca 2012

Postępy, postępy...

Oczywiście nie nasze, a Mikiego.
Z dnia na dzień zadziwia nas coraz bardziej.
Coraz bardziej pokazuje też swój charakterek. A ten jest bardzo uparty. Musi być po jego, nie inaczej.
Kupiliśmy ostatnio nowy kubek. Albo raczej kubki, bo w promocji.


Tego zielonego używamy teraz, bo jest od 12 miesiąca. Co prawda początkowo były problemy, ale teraz pije mu się z niego świetnie. W zapasie mamy też większy, po 18 miesiącu. Trzeba przyznać, że drogie, ale się sprawdzają.



W ostatnim czasie Miki zrobił się bardzo rozmowny. Coraz częściej zdarza się usłyszeć u niego jakiś nowy dźwięk. Niedawno nauczył się mówić "dzidziuś" i nawet całkiem wyraźnie mu to wychodzi :)

Od jakiegoś czasu Miko nie bardzo chciał jeść chleb. Kiedyś bardzo lubił, szczególnie z szynką i serem, a ostatnio nie. Ale tak jakoś przypomniałam sobie dzisiaj o "samolocikach". "Samolociki" to po prostu kanapka pokrojona w kosteczkę. Jak byłyśmy z Siostrą małe, to Mama nam takie robiła. Stwierdziłam, że warto spróbować, bo to może jeść sam. I jadł. Co prawda zjadł niecałe pół kromeczki, ale jednak :)
A wczoraj na kolacje najpierw jajecznicę na masełku z dwóch jajek, a potem jeszcze pomidora. Smakowało tak, ze aż mlaskał :)


czwartek, 26 lipca 2012

A miało być tak pięknie, czyli szkalny mak

Plan był taki, ze jutro z rana jadę do Urzędu Pracy, a potem ruszamy na urlop. Krótki, bo tylko 10-11 dniowy wyjazd , tym razem w góry. Bukowina Tatrzańska, albo bardziej na wschód, w Pieniny. Tam spacerujemy po górach, oddychamy świeżym powietrzem...
Niestety plan uległ pewnej modyfikacji. Bynajmniej nie zamierzonej. Wczoraj, w naszą piękną zieloną żabkę wjechała... ciężarówka. Szczęście w nieszczęściu, że to było przy ruszaniu na światłach, więc prędkość niewielka, a nam nic się nie stało. Największy strach był o Mikiego, ale on chyba nawet nie zauważył, że coś się stało. Niemniej zadzwoniłam do rodziców i od razu pojechałam z nim do lekarza, żeby się upewnić, że nic mu nie jest.
A samochód? Cały tył do wymiany. W serwisie szkody oszacowali na 12 500 zł. Plus jeszcze opłata za samochód zastępczy. A facet nie miał ważnego ubezpieczenia, skończyło mus ie tydzień wcześniej.

Mąż nie chciał wczoraj nigdzie jechać, bo zapowiadali grad i nie chciał, żeby samochód ucierpiał. No, to zamiast gradu była ciężarówka...

A wakacje trzeba przełożyć. Albo jak oddadzą samochód, albo na przyszły rok...

środa, 25 lipca 2012

Kiełbasowmigprzewracainator

Weekend należał do jak najbardziej udanych. Odwiedzili nas Znajomi, był bardzo spontaniczny grill i ogólnie wesoła atmosfera. Pojawiło się także słowotwórstwo zainspirowane bajką "Fineasz i Ferb", którą całe towarzystwo chętnie ogląda i lubi. Stąd też tytuł dzisiejszego posta, co było pomysłem mojego kochanego i twórczego Męża :)

Niedziela była spokojniejsza, odpoczynek w domciu.

A teraz szukamy jakiejś kwatery na wakacje. Preferowany kierunek: góry.
Mieliśmy jechać do ciotki, ale babcia prawdopodobnie będzie miała operację i ciotka wróciła do domu. A my szukamy.

piątek, 20 lipca 2012

Spacer, żeby, sesja i przychodnia, czyli dwa bardzo aktywne dni

Nie lubię, jak Mąż ma popołudniówki, bo czas mi się bardzo dłuży. Na szczęście wczoraj udało mi się ściągnąć Siostrę, razem z Mamą i Tatą. Pogoda była całkiem niezła, więc we trójkę wzięłyśmy Mikiego na spacer, a Dziadek został kończył huśtawkę. Przy okazji zabrałam ze sobą aparat, bo już od jakiegoś czasu męczyłam Siostrę, żeby mi trochę popozowała. Chciałam się sprawdzić w takiej fotografii. I przyznam, że z wyników jest bardzo zadowolona, już myślę nad następną sesyjką :) A efekty do zobaczenia na blogu z opowiadaniami.

Miałam nadzieję, że po takim aktywnym dniu Miki padnie szybko. Niestety... Bardzo dokuczały mu ząbki. Płakał bite półtorej godziny, zanim zasnął, a my z Teściową zastanawiałyśmy się, jak mu dać syrop przeciwbólowy. Na szczęście się udało...

A dziś zmuszona byłam wystawić swoją cierpliwość na mega wielką próbę. Czyli po prostu polska służba zdrowia. Z moim gardłem już ok, więc poszłam na szczepienie. A w przychodni okazuje się, ze dwie lekarki na wolnym i tłum ludzi. Stwierdziłam, że skoro już jestem, to jednak poczekam i załatwię to od razu. No to czekałam 2.5 godziny, zanim lekarka mnie przyjęła. W tym czasie zdążyłam zrobić zakupy. Męża i Mikiego, którzy byli ze mną wysłałam do domu. I dobrze zrobiłam, bo inaczej Mąż spóźniłby się do pracy. I tak Teściowa szybko mu jakiś obiad robiła, bo ja miałam dziś dla nas gotować...

Na szczęście teraz Miko śpi, a Mamusia zaraz leci poczytać książkę. Coś mnie ostatnio wzięło na sensacje połączoną z romansem. Więc, lecimy z panią Sala. A dalej się zobaczy.

Czytałyście? Jestem pod wrażeniem, będę jej kibicować :)
Z brzuchem na IO

środa, 18 lipca 2012

Świat w nowej perspektywie

Spacery z Mikim dają mi wielką frajdę. Nie, nie dlatego, że sam już biega i nie muszę schylać się, żeby go trzymać.
Mam tu raczej na myśli spacery wózkowe. Bo chociaż Miki już sam chodzi, z wózka korzystamy dalej. Przecież nie pozwolę mu biegać po ulicy. Bieganie na razie zostawiamy na ogródek i ewentualnie plac kościelny :)
Ale wracając do meritum... Chodzi o to, że wszystko, ale to dosłownie wszystko przyciąga uwagę Mikiego. Psy, koty, auta, ptaki... Ilekroć jedziemy gdzieś wózkiem, ciągle słychać "OOO!!! OOO!!!" i paluszek wyciągnięty w którąś stronę. Przy Małym zostałam poniekąd zmuszona zacząć zwracać uwagę na rzeczy, które do tej pory po prostu były i zlewały się z otoczeniem.
Poniekąd akurat ja powinnam mieć to ułatwione, bo i tak ciągle szukam jakiś nowych pomysłów na zdjęcia. Ale jednak radość Mikiego i to "zaskoczenie" w jego głosie, ciągle sprawiają mi radość.


A jeśli chodzi o zdjęcia, to ostatnio naprawdę mnie wzięło. Szkoda, ze nie mamy takiego malutkiego aparatu, który w czasie spaceru mogę schować do kieszeni.
Tak wiem, mam aparat w telefonie. Robi nawet całkiem niezłe foty, ale to jednak nie to. Wolę większy kaliber :)







PS.
I jak się podobają zmiany?

wtorek, 17 lipca 2012

Dycha za nami, zaczynamy drugą połowę

Miki już śpi. Coraz ładniej idzie mu spanie we własnym łóżeczku. Widać Miki sam dobrze wie, kiedy trzeba zrobić następny krok. Podobnie było z odstawieniem od piersi. Był ten moment i było ok. Owszem, zdarzały się sytuacje, kiedy chciał cycusia, ale nie były częste i dawaliśmy radę. Teraz jest chyba podobnie. Bo jeszcze parę dni temu gdy kładłam go do łóżeczka, a się obudził, był płacz. Teraz układa się po swojemu. Tylko Mamusia musi siedzieć obok.

Poza tym cisza i spokój u nas. Mąż już rok starszy, ja też lepiej się czuję. Troszkę jeszcze boli, ale już przynajmniej funkcjonuję bez problemów. Jeszcze się podleczę i w piątek planuję iść na szczepienie. A jeśli jeszcze się nie uda, trudno.

Ale w sumie najważniejsza informacja ostatnich dni jest inna. Mamy dziesięć ząbków! Pojawiły się obie dolne czwórki. I to praktycznie w jednym czasie. Z Mikiego robi się gryzoń pełną gębą :)


EDIT
Na blogu z moimi opowiadaniami od jutra będą pojawiać się także wiersze. W każdą środę będzie nowy.
Jutro startuję z rymowanką dla dzieci :)

poniedziałek, 16 lipca 2012

Migdałki...

.. znowu bolą. A przynajmniej jeden. Jak tylko go wczoraj poczułam, od razu zaczęłam brać leki.
Gorzej, że w tym tygodniu miałam iść na drugą dawkę szczepienia...
Zobaczymy jak to będzie. Jeśli znowu się pogorszy, spróbuje wbić się do laryngologa szybciej niż 9 sierpnia...

sobota, 14 lipca 2012

Cukiniowy eksperyment

Oboje z Mężem lubimy cukinie. Dobrze się składa, bo można ją wykorzystać na wiele sposobów.
Ja najczęściej robiłam moje "pseudo"leczo, lub dodawałam do zapiekanek makaronowych.
Ponieważ leczo długo się gotuje, a zapiekanka była niedawno, stanęłam przed dylematem, co tym razem.
Jak tylko uśpiłam Mikiego, szybko przeszukałam Internet i tak znalazłam przepis na placki z cukinii. Z opisu wyglądało, że szybkie i (chyba) dobre.
Więc do dzieła.


Składniki:
- 3 cukinie
- 2 jajka
- szklanka bułki tartej
- 4 łyżeczki startego sera żółtego (ja dałam około 10 :P)
- sól, pieprz
- świeże zioła


Trzy cukinie (niewielkie) myjemy i ucieramy na tarce o grubych oczkach. Solimy i przekładamy na sitko, żeby odsączyć sok (około 15-20 min).

W międzyczasie ucieramy ser (ja siekałam na drobną krateczkę, 6 plasterków) i świeże zioła (wybór dowolny, wedle smaku; ja dałam: szczypiorek, pietruszkę i tymianek; niestety bazylia i koperek pousychały :( )





Do cukinie dodajemy bułkę, jajka i ser.
Mieszamy na gładką masę, po czym dajemy świeże zioła i doprawiamy do smaku.

Ja dodałam jeszcze chili i użyłam pieprzu ziołowego.







Całość smażymy, jak placki ziemniaczane, na złoty kolor.
Jeśli jest dobra patelnia teflonowa, można bez tłuszczu, jak w moim przypadku.
Podawać z sosem (w przepisie był ziołowo-czosnkowy). W naszym przypadku wystarczył ketchup.

Z racji dużej ilości sera żółtego, placki przy przewracaniu i ściąganiu były bardzo miękkie i się rozlatywały. Prawdopodobnie przy odpowiedniej (znaczy przepisowej) ilości, będzie inaczej.


Małe uwagi końcowe:
- jeśli ciasto jest za gęste,  radzę na chwilę odstawić, bo cukinia puści jeszcze sok. Dlatego też przed każdym nałożeniem, radzę porządnie wymieszać.
- jeśli jest odwrotnie - ciasto za rzadkie - dajemy mąkę.
- można dodać też inne dodatki, ja np. wykorzystałam paprykę.

Dobre na zimno i na ciepło.
Mężowi smakowało, mojej Mamie też. Siostra wolała nie ryzykować otrucia, a Teściowej nawet smakowało, ale zachwycona nie była, bo nie lubi cukinii :P


Piaskownica już całkiem skończona, z pokrywą. Po niedzieli będę malować.
Pamiętacie huśtawkę od sąsiadów? Praca wre pod okiem i ręką mojego Taty, niedługo też do pomalowania.

Miki po emocjonującym dniu zasnął już około 17 i śpi do tej pory. Obudził się tylko na przytulaski, więc szybko jeszcze zmieniłam pieluchę. Kaszki na kolację nie chciał.

A jutro Teść wybywa na jakiś tydzień, może półtora w góry.
HUUUURA!!!!! Będzie spokój :)


SMACZNEGO :)



PS. Nie ma to, jak wieczkiem od jogurtu przeciąć sobie wargę...

piątek, 13 lipca 2012

Piątek, 13-nastego

Pechowy?
Z pewnością nie.
Całkiem normalny.
Miki rozsypał kakao i ogólnie był bardzo psotnikowaty. A pobudka o 4.30... Masakra, zasypiam na stojąco...

W czasie wczorajszych zakupów stwierdziliśmy, że zostajemy na razie przy skarpetkach antypoślizgowych w domu, a buciki na dwór buciki.
Przy okazji Mąż kupił mi świetne spodnie. Cienka bawełna, idealna na lato. Namówiło go jako wcześniejszy prezent imieninowy. A sama kombinuje nad urodzinowym dla niego, dużo czasu mi nie zostało...

czwartek, 12 lipca 2012

Boso przez świat?...

Buty, skarpetki, czy może boso?
Oto jest pytanie.

Już sama nie wiem. W jednym magazynie o zdrowiu czytałam nie tak dawno, że najlepiej jest, żeby małe dzieci, które dopiero stawiają pierwsze kroki, po domu chodziły boso. Ewentualnie w skarpetkach. I tak też robiliśmy. Miki miał skarpetki ze skórzaną podeszwą do - wtedy - raczkowania po domu. Ale potem lekarka powiedziała nam, że lepsze są buciki. Nawet nie papuciowe, ale normalne. Nad kostkę, całe zabudowane, żeby dobrze trzymały nóżkę. Oczywiście podeszwa miała być odpowiednio wyprofilowana, żeby nie było potem płaskostopia.

No i teraz pojawia się pytanie: jak jest lepiej? Wcześniej nie miałam problemu, bo jeszcze przed wyjazdem nad morze udało nam się kupić fajne sandałki z materiału, które potem miał jako papcie. ale teraz z nich wyrósł, podobnie, jak z innych bucików. Także musieliśmy się zaopatrzyć w trzy nowe pary. Dwa razy sandałki i trzewiki. Jedne miały być jako papcie. Ale drugie sandałki trochę małego obcierają, gdy biega po ogrodzie (często je moczył wodą, a potem wskakiwał do piasku). Więc papuciowe wzięliśmy na dwór i na razie Mały biega po domu boso.

Zastanawiam się jednak, nad kupnem "krokodylek" do biegania po ogrodzie. Ale ciągle mam obawy, to nie trzymają tak kostki, a Teściowa mówi, że bardzo by się w nich potykał. Zaś użytkownicy takowych mówią, że są bardzo wygodne... Nie wiem. Będziemy dziś w sklepie, to przyjrzymy się bliżej sytuacji.

Ale jak to z tymi papciami? Zostawić je, czy niech sobie biega na boso, ewentualnie w skarpetkach? Co z tym płaskostopiem? Gdzie znaleźć tanie, przewiewne i zdrowe dla małej stópki papućki?

Ile ludzi tyle opinii. I jak tu zdecydować, co dla NASZEGO dziecka będzie najlepsze?


Gram w czerwone, czyli Mamusia miała paprykę

Albo raczej jem czerwone. A najchętniej różnokolorowe :)

W ostatnim czasie nakarmić Mikiego to nie lada wyzwanie. Nie z powodu jego braku chęci do jedzenia, bo tej jest sporo, ale raczej jego gustów smakowych. Coś, co wcześniej jadał chętnie, teraz poszło w odstawkę. Chyba, że jest serwowane stosunkowo rzadko.
Oczywiście są rzeczy, które Miki bardzo lubi, czyli wszelkiego rodzaju serki homogenizowane i jogurty. Wiadomo jednak, że nie może ciągle jeść tego samego, wiec każdego ranka i wieczora mam niemały problem, czym pierworodnego nakarmić. Na dodatek jeszcze karmienie odbywa się często w ratach, bo Miki nie jest w stanie usiedzieć na pupie i ciągle biega.

Ostatnio jednak Miki sam wynajduje sobie nowe smaki i rzeczy do spróbowania/jedzenia. Raz z Babcią na ogrodzie dorwał się do czerwonych i czarnych porzeczek, które rosną u Babci J. na ogrodzie. Tak m posmakowały, że teraz potrafi zjeść całą garść, szczególnie czarnych. Lubi też maliny i poziomki. Na ogrodzie rośnie też wiśnia. Kilka owoców i pestek spadło z drzewa i Miki postanowił spróbować i tego. na szczęście szybko to zauważyłam i wymieniłam je na owoc z drzewa. Ale mu smakowało :) Mnie wykrzywiało jak rozgryzłam, żeby pestkę wyjąć, a on zjada je z uśmiechem. Chyba po Tacie bardzo lubi kwaśne.
Ale wczoraj przeszedł już samego siebie. Naszykowałam sobie kolację (chleb z serem i szynką, do tego ogórek i czerwona papryka). oczywiście Miko zaraz znalazł się obok mnie, no bo jak to, Mama je, a on nie, tak nie może być. Poskubał trochę ogórka, sera i szynki (chleb ostatnio popadł w niełaskę, podobnie jak bułki i inne pieczywo, które nie jest ciastem), a potem dorwał się do papryki. Początkowo niechętnie, ale tak mu zasmakowało, że zjadł mi praktycznie całą. Miałam nadzieje, że wystarczy mi jeszcze na raz czy dwa, a tu psikus. Można powiedzieć, że Miki na jedno posiedzenie zjadł ćwierć papryki. I miał chęć na jeszcze!

W ogóle zauważyłam, że w ostatnim czasie Miki chętnie próbuje nowych smaków, ale pod warunkiem, że może je jeść sam. I że są bardzo kolorowe :)

A ja wczoraj znowu zrobiłam babeczki.Tym razem "zwykłe", a dla Męża z malinami. Jednak nie byłabym sobą, gdybym jednak nie zaeksperymentowała, więc zamiast aromatu waniliowego dałam pomarańczowy i jeszcze opakowanie waniliowego serka Danio :) Mniam!
Ale jednak niektórym kulinarne eksperymentu nie wychodzą. Budyń "pseudo"czekoladowy z daktylami, suszonymi bananami, malinami, poziomkami i łuskanym słonecznikiem (wszystko w jednej miseczce), to nie najlepsze połączenie...

wtorek, 10 lipca 2012

3 miesiące

Ale ten czas leci.
To już równe trzy miesiące, jak założyłam tego bloga.
Wbrew początkowym obawom, dość łatwo zaaklimatyzowałam się na blogposcie, chociaż dalej poznaję nowe rzeczy :)

poniedziałek, 9 lipca 2012

Piaskownica, burze...

Tyle się ostatnio działo, że nawet nie wiem od czego zacząć...

Miko już coraz więcej chodzi/ biega sam. I całkiem fajnie mu to wychodzi. Nawet na dworze, chociaż jak ma leniuszka, to i tak wyciąga rękę po palec.
Piaskownica już gotowa :) no, może nie tak do końca, ale nadaje się już do użytkowania. Zostało tylko zrobić pokrywę, a to nie przeszkadzała Mikiemu w zabawie. Już dziś ją wypróbował :)

Okazało się, że wcale nie tak łatwo wystraszyć Miko. A przynajmniej burza mu nie straszna. Woli się bawić, niż przejmować takimi błahostkami. Nawet jak wali blisko domu.
A co do burz... Lubię je. W czasie takich upałów przynoszą prawdziwą ulgę. Ale z drugiej strony... Bywają momenty, że bardzo źle reaguję na takie nagłe zmiany temperatury. Głównie uporczywymi bólami głowy, jakby ktoś wbijał mi ostre szpile prosto w oko... A tabletki nie zawsze działają... Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, ale niech się już skończy.

Za miesiąc mam wizytę u lekarza. Może dowiem się, kiedy w końcu mam ten zabieg. A za jakieś dwa tygodnie znowu szczepienie...

Na razie tyle.
W ciągu dnia tematów do pisania jest wiele, a kiedy przychodzi co do czego, pustka w głowie...

A, no i oczywiście gratulujemy siatkarzom. Oby na olimpiadzie poszło im tak samo sprawie :)

niedziela, 8 lipca 2012

Trochę zdjęć

Internet działa nam teraz w kratkę, częściej go nie ma niż jest. Wynik niedawnych gwałtownych burz. Na szczęście jedyny.
Blogi czytam, ale niestety brakuje mi czasu na komentowanie.
Witam Agnieszkę :)

A na razie tylko zdjęcia. Dzieje się sporo, ale nie ma kiedy tego wszystkiego opisać. A jak już znajdę chwilkę, to okazuje się, że akurat nie ma internetu.

Coś nowego na talerzu...

... chyba się skuszę :)

To prywatna kąpiel :P

W grupie raźniej

Mamusia, gramy w piłkę?

Babcia ma zdecydowanie za dużo kwiatków, trzeba trochę uszczuplić :)

poniedziałek, 2 lipca 2012

Ósmy pasażer

Albo raczej ósmy ząbek. Pojawił się w sobotę. Także mamy komplet jedynek i dwójek. Teraz czekamy na trójki, które też stosunkowo niedługo powinny się pojawić, bo dziąsła Miko ma bardzo popuchnięte.

Weekend był bardzo gorący (w piątek o 18.45 miałam na termometrze 52 st C!!!). W sobotę sporo czasu spędziliśmy na ogrodzie, a wieczorem całą trójką wskoczyliśmy do basenu. Oczywiście nie do tego małego, bo nie zmieścilibyśmy się tam, a poza tym woda była gorąca. Popływaliśmy u Szwagra i wszyscy byliśmy zadowoleni, nawet chrześniak Męża, bo miał towarzystwo do wygłupów :)
A wczoraj pojechaliśmy w odwiedziny do mojej Babci, bo miała imieniny. Było wesoło, przyjechał tez wujek z małym Sz. Mój kuzynek kończy dziś 7. miesięcy, a jeszcze sam nie siedzi. Trochę dziwne, ale w końcu każde dziecko ma swoje tempo.

Miki dostał ostatnio od Babci (mojej Mamy) koszulkę z napisem "Najfajniejszy urwis w okolicy". I jak mu ją wczoraj założyłam, to chyba wykrakałam, bo zaraz zaczął broić i potłukł Teściom słoik z kawą. Tyle razy się nim bawił, a wczoraj go dobił. No i musieliśmy kawę odkupić.
Chyba wykrakałam tą koszulką :)