sobota, 30 marca 2013

Świątecznie, czyli zobaczcie sami :)

Święta są to jajeczne,
Życzenia więc będą bajeczne.
By być zawsze szczęśliwym,
Tylko raz w roku płaczliwym,
Żeby miłości pełno wokół było,
A trosk tak porządnie ubyło, 
Byście się cieszyli dobrym zdrowiem,
Taką krótką mowę powiem.
A na koniec dodam śmiało:
Bycie w Śmingusa byli mokrzy niemało,
Żeby jajka były świeże,
Pan Zajączek hojny szczerze :)

 

piątek, 29 marca 2013

Skleroza, czyli o czym zapomniałam

Ach ta skleroza...


Pamiętacie pomysł na prezent dla Dziadków? Podjęłam się pewnego wyzwania z nim związanego :)
Więcej szczegółów TU i TU.

Poza tym miałam Wam się pochwalić, co ostatnio zmajstrowałam na obiad.
Tarta serowa:





A na deser tarta cytrynowa:

Przepisy podam w innym terminie, jeśli będą chętni.

PS.
Wiecie, że w niedzielę Miki skończy 100 tygodni? :D
Tak wiem, ale ja mogłam coś takiego liczyć :P

A jednak, czyli dobre wiadomości

Działo się, oj działo...

Pisałam ostatnio, że odnośnie kursu się nie udało. A tu niespodzianka. We wtorek dzwonili, że miejsce się zwolniło i jeśli dalej jestem chętna, to wystarczy jechać i podpisać papiery. Więc wczoraj pojechałam i od wtorku zaczynam.
Trzy miesiące, po 8 godzin dziennie. Plus dwie godziny na dojazdy. Czeka mnie intensywny czas :) A jak się uda, to potem jeszcze na czteromiesięczny staż.
Jaki kurs? Pracownik biurowo-administracyjny ds. kadrowo-płacowych. Zapowiada się całkiem nieźle.
Gorzej, że dużo mniej czasu będę spędzać z Mikim. Nie będzie mnie w domu po ponad 10 godzin dziennie. Ciekawie, kto zniesie to gorzej?...
W każdym razie Miki zostawać będzie z Teściową, a czasami jeździł będzie do drugiej Babci. Jak Teściowie pojadą na wczasy, to Miki na cały tydzień do Babci...
Trzeba zacisnąć zęby i przetrwać.

wtorek, 26 marca 2013

O wszystkim i niczym, czyli wielki misz masz

Absolutnie nie zapomniałam o Was. Po prostu sporo czasu pochłaniają ostatnio moje robótki ;)

Ale już nadrabiamy...

Ponieważ już wiem, co i jak, mogę Wam zdradzić o co chodziło z tą wycieczką. Mianowicie wysłałam swoje zgłoszenie na kurs na księgową lub kadrową. Niestety nie dostałam się, choć pani na rozmowie rekrutacyjnej mówiła, że mam duże szanse. Może i były duże, ale i tak za małe...

Poza tym znowu zaczyna odzywać się mój nadgarstek. Na szczęście (lub nie) na razie tylko przy drucikowaniu. A najśmieszniejsze jest to, że boli głównie przy robieniu oczek lewych. Niestety nie będę już zmieniać całej koncepcji. Poza tym troszkę odpocznę od drutów, bo wpadł mi do głowy pomysł na prezent dla dziadków na 45. rocznicę ślubu. Ale cicho sza, więcej nic nie powiem, bo sama straciłam kontrolę nad tym, kto z rodziny tu bywa :)

Miki ma się dobrze, choć ostatnio znowu są cyrki z zasypianiem. Wczoraj męczyłam się około 45 min, dziś ponad godzinę. Nie wiem, ile znowu minie, zanim nauczy się zasypiać jak dawniej. Wystarczy jeden dzień coś zmienić, i wszystko się sypie jak domek z kart przy lekkim podmuchu...

Poza tym byliśmy dziś na wycieczce. Musiałam iść do UP, a przy okazji postanowiłam wpaść do sklepu, bo rzeczy potrzebne do prezentu. Na szczęście Teściowie też jechali, więc zabraliśmy się z nimi i nie musiałam tłuc się tramwajem. Byliśmy w jeszcze jednym sklepie, o którym wczoraj Szwagier powiedział Teściowi i powiem Wam, że kupiłam sobie fajny garnitur. W brązową kratkę, fajnie dopasowany. Za całe 9,98 zł. Tak, dobrze widzicie :) Nie pomyliłam cen :)

Wczoraj do Męża dzwoniła kuzynka z zaproszeniem na urodziny w pierwszy dzień Wielkanocy. Na razie chęci na wyjście brak, ale mam jeszcze trochę czasu. Przy okazji dzisiejszej wycieczki, kupiłam prezent. Bursztynową sól do kąpieli w Rossmanie. Mam nadzieję, że będzie się podobać, bo nie wiem, co K. Lubi, a czego nie...

No, to biorę się za robótki...

środa, 20 marca 2013

Jak mróweczka, czyli od rana pracuję

Bardzo aktywny i pracowity poranek za mną. Ale to wszystko wina słoneczka, które od rana tak ładnie świeci :)

Umyłam okna, chociaż zapowiadają u nasz na jutro deszcz i śnieg. Dzisiaj jednak ładnie świeci słoneczko i temperatura jest na plusie, więc okna lśnią czystością.

Wzbogaciłam też mój parapetowy ogródek. Skromnie, bo tylko pięć doniczek :P Kolendra, tymianek, oregano, koperek i kiełki. Wcześniej sadziłam bazylię, majeranek i szczypiorek. Poza tym ładnie rośnie mi papryka z nasionek Danonka :) Kiedyś postaram się wkleić zdjęcia. Tylko Miki nie będzie zadowolony, bo teraz cały parapet w jego pokoju zajmują moje doniczki (u nas w pokojach nie ma gdzie postawić). A to było jego ulubione miejsce widokowe...

A teraz w piekarniku dochodzi ciasto. Czekoladowy murzynek z niespodzianką :) Tylko nie wiem czemu jedna z foremek bardzo się "rozlazła"... Bo kupiłam sobie ostatnio w Biedronce silikonowe keksówki i czerwona jest ok, ale zielona mi się rozlazła. Albo raczej ciasto w niej. Ale może to wina nadzienia?...

A jutro kolejny aktywny i ciekawy dzień. Już się nie mogę doczekać Mikiego na basenie :) Mam tylko nadzieję, że wejdzie w swoje kąpielowe pieluchy. bo wagowo mieści się (chyba, bo dawno był nie ważony) w górnym przedziale...

wtorek, 19 marca 2013

Odbyte i te planowane, czyli o wycieczkach

I jak przypadł Wam do gustu Puchatek? Mnie bardzo :)

Teraz biorę się za torebkę. Będzie błękitno-żółta, idealna na lato. Robiona na drutach. Niezłe wyzwanie, bo w sumie pierwszy raz działam na tych dwóch patyczkach :) Na dodatek moje ulubione torebki - czy jak mawia mój Mąż, przepastne worki - są dość sporych rozmiarów.
Ale grunt to pozytywne myślenie, więc mam nadzieję, że się uda :)

Jak dzisiejsza wycieczka? Trochę z Mężem pokrążyliśmy, ale trafiliśmy na miejsce sporo przed czasem. I w sumie są dość duże szanse, że się uda. Co? Musicie wytrzymać do przyszłego tygodnia, aż Wam to zdradzę. Ja w sumie też, bo dopiero wtedy będzie wiedzieć, co i jak :)

Mikiś właśnie śpi. I do już dobre półtorej godziny.
Czasami nie mogę nadążyć za jego spaniem. Staram się go usypiać o jednej porze, ale różnie z tym bywa. Raz ma większą ochotę współpracować, raz mniejszą... Poza tym nie mogę znaleźć jednej skutecznej metody. Pisałam ostatnio o usypianiu w łóżeczku. Jeszcze tego samego dnia wózek popadł w niełaskę, zakrawającą na histerię spowodowaną tylko jego widokiem.
Teraz mamy inny sposób. Na razie nie mówię jaki, bo znowu zapeszę... Jak już się przyjmie, to wtedy.

A w czwartek planuję wycieczkę. Najpierw na basen na 2 godziny, a potem do rodziców. Miki się wyszaleje :) Mam tylko nadzieję, że pogoda dopisze...

A jeśli śnieg przestanie padać i temperatura nieco podskoczy, jutro biorę się za okna. Jeśli jednak nie poprawi się na dworze, przełożę na inny termin :)

poniedziałek, 18 marca 2013

Kości, czyli sympatyczne niedzielne popołudnie oraz o Puchatku

Jakoś w ostatnim czasie tak mało się u nas dzieje. A jednocześnie mam wrażenie, że każdy kolejny dzień jest bardziej niesamowity niż poprzedni...

Wczorajsze późne popołudnie spędziliśmy u Szwagra. Wiem, dziwne to. Ale co dziwniejsze, miło spędziliśmy czas. Graliśmy w kości. Ale nie takie tradycyjne.

Ogólnie polega to na tym, że po rzucie dziesięcioma kostkami trzeba ułożyć z nich określone kombinacje.
Świetna zabawa, ale niestety w Polsce niedostępna. pierwszy raz z Mężem graliśmy w to 1,5 roku temu, który grę dostał od znajomych z Ameryki. My nabyliśmy ją dzięki Szwagrowi, który kupił ją nam za granicą, bodajże w Szwajcarii... (nie pamiętam dokładnie).
W każdym razie my spokojnie graliśmy, a Miki bawił się zabawkami kuzynów. 

A dziś wybraliśmy się do UP, skąd musiałam załatwić sobie zaświadczenie o bezrobociu. Ale o tym, po co mi ono, powiem kiedy indziej :P



Tak przy okazji, skończyłam haftowanie :)
Tak wygląda efekt końcowy.
A więcej szczegółów i zdjęć znajdziecie tutaj: KLIK


poniedziałek, 11 marca 2013

Nowości i wycieczka, czyli dzień, jak co dzień

Pamiętacie blog o MikoMisiach? Przekształciłam go w coś innego.
Pod nowym adresem i nowa grafiką kryje się "mój internetowy kuferek" z robótkami ręcznymi.
Zaczęłam dopiero wczoraj, ale i tak zapraszam.

Poza tym pojawiło się nowe opowiadanie :)

A co u nas?
Znowu byłam u dentysty, ale w sumie niewiele poradził, jutro znowu. Coś częstymi ostatnio jesteśmy gośćmi u moich rodziców, co cieszy Mikiego :)
Razem z Mamą i Siostrą wybraliśmy się na wycieczkę do Ikei. Mikoś oczywiście wszystkim był zaciekawiony i ciężko było przekonać go, do dalszej drogi. Na samym początku wypróbowywał niemal wszystkie łóżka, kanapy i sofy :)
Niestety nie udało się go zmęczyć na tyle, żeby zasnął w samochodzie. Postój w Decathlonie też nic nie dał. Może jedynie poza polarem, który kupiła mu Babcia :)

niedziela, 10 marca 2013

Do jedzenia i do oglądania, czyli rogaliki i Mikiś

Bułeczki już dawno poszły w zapomnienie.
Dlatego wczoraj upiekłam croissanty :) Wyszły pyszne, połowa zniknęła jeszcze tego samego dnia :)
Przepis zaczerpnęłam z tej strony (tym razem bez modyfikacji:P).
Dwie uwagi. Lepiej smakują, kiedy są nieco krócej pieczone (choć Teściowej smakowały te lekko przypieczone). Najlepiej smakują na świeżo. Dziś to po prostu rogaliki :)




















Poza tym znowu razem z Mikim spędziliśmy sporo czasu poza domem. Dokładniej u rodziców. Niestety sprawa z dentystą ciągle się przeciąga. Jutro znowu...


A na koniec nieco zdjęć Mikiego :)






środa, 6 marca 2013

A ja rosnę i rosnę, czyli w końcu tylko o Mikim

Miało być o Miki, więc będzie :)

Nasz Synuś robi się coraz bardziej gadatliwy. Mówi coraz więcej i ma coraz większy zasób słownictwa. Niestety nie wszyscy je rozumieją. Bo skąd mają wiedzieć, że Miki mówiąc "ciocia" ma na myśli ciuchcię, a nie ciocię? :) Inne słowa:
- bu - autobus, tramwaj, bus
- ciocia - ciuchcia
- taton - traktor
- bajy - kuzyn B.
- majy - kuzynka M.
- dziadziu - dziadek
- baba - babcia albo bajka
- kaku, kaka-o - kakao
Jest też kilka innych, których aktualnie nie pamiętam, a się zdarzyły. Często jest tak, że słowo pojawia się raz, a potem już nie. Tak było z pociągiem. Kiedy ostatnio jechaliśmy w autobusie, zobaczył autobus albo jakiś bus (dokładnie już nie pamiętam), wskazał na niego palcem i powiedział wyraźnie "pociąg". Skąd mu się to wzięło, nie wiem. A gdy chce, by powiedział pociąg, zaraz jest ciu ciu :)
 Umie też pokazać i powiedzieć, ile ma lat. Zapytany, mówi "da" i pokazuje na paluszkach :)

Miki robi się coraz bardziej uparty. Kiedy coś idzie nie po jego myśli, bardzo głośno daje o tym znać. Na dodatek upodobał sobie pokładanie się wtedy na podłodze, a już szczególnie na schodach.

Sporo też Miki rośnie. Jest bardzo wysoki i co za tym idzie, sięga też coraz wyżej. Niestety umie już otworzyć drzwi do piwnicy...
Coraz lepiej idzie nam picie ze szklanki i kubków, a także jedzenie widelce i łyżką. Co prawda najgorzej jest z zupą, ale i to z czasem dopracujemy.
Jeśli zaś chodzi o jedzenie... Miki dość chętnie je wszystko, ale gdy chce sam. Wszelkie próby nakarmienia spełzają na niczym. Śniadania nie je praktycznie w ogóle, zamiast tego kakao. Nie wiem, jak go przekonać do śniadań...

Ze spaniem też powoli kłopoty mijają. W ciągu dnia jedna drzemka około 12-13, która trwa jakieś 2-3 godziny. Zasypiamy w wózku, a potem przenoszę go do łóżeczka. I to jest jedyny moment, kiedy śpi w łóżeczku. Wieczorem kładziemy się o  i obowiązkowo w dużym łóżku z mamą obok. Inaczej nie ma spania. Chce go tego oduczyć, ale nie wiem jak. Próbowałam już kilku sposobów: płacz kontrolowany, czytanie książeczek, kołysanki... Nic nie pomaga. Nie mówiąc już o odzwyczajeniu go od naszego łóżka... Mąż mówi, żeby na razie zostawić jak jest, ale to nie on jest kopany, tylko ja.

Praktycznie nie ma dnia, żeby Mikiś czymś nas nie zaskoczył. Tym bardziej, że ma naturę papużki, czyli sporo powtarza po nas :)

poniedziałek, 4 marca 2013

Z farszem i pieczone, czyli bułki na dwa sposoby

Dzisiaj post całkowicie kulinarny :)

Jakiś czas temu w czasie rozmowy z Mężem, wpadł on na pomysł pewnego dania. Zapiekanej bułki.
Po przedyskutowaniu, w sobotę wzięłam się za eksperymentowanie.
I wyszło pysznie! :)
O co chodzi?
O to:


Po prostu odcięłam wierzch bułki, wydrążyłam ją (najlepiej sprawdzają się przy tym paznokcie ;)) i napełniłam farszem. Dla mnie kurczak (pokrojony w kostkę i podsmażony z czosnkiem) z papryką czerwoną, ogórkiem, rzodkiewką i wędzonym filetem z kurczaka w sosie jogurtowo-musztardowym, a dla Męża pieczarki smażone z cebulką, do tego ogórek i rzodkiewka w sosie jogurtowo-pomidorowym (do obu sosów dodałam po około 2 łyżeczki startego sera zółtego i po 1/4 mozzarelli pokrojonej w drobną kostkę).
To wszystko wrzuciłam ma blachę i do piekarnika (ok. 15 min w 180 st.).
Jednak okazało się, że zapiekanie tego nie jest najlepszym pomysłem, bo bułki zrobiły się nieco twarde i bardzo chrupkie, przez co trudno się jadło. Dużo lepiej jest podgrzać to w mikrofalówce, bo bułka jest wtedy miękka. Albo przed włożeniem zawinąć w folię aluminiową, chociaż tego nie próbowałam.


A dziś postanowiłam wypróbować coś, co chodziło za mną od jakiegoś czasu.
Bułeczki maślane.
Próbowałam już z mlecznymi, ale zbyt dobre nie wyszły (chyba kiedyś wspominałam o tym). Co prawda okazało się, że w przepisie było za mało cukru, ale już się zraziłam.
Dlatego dziś przekopałam Internet szukając przepisu na bułeczki maślane. Najfajniejszy wydał mi się ten z tej strony . Jednak nieco go zmieniłam.
Piekłam z użyciem drożdży świeżych i rozczyn zrobiłam po swojemu: mleko podgrzałam, dodałam pokruszone drożdże, łyżeczkę cukru i łyżeczkę mąki, zamieszałam i odstawiłam w ciepłe miejsce. Dalej robiłam według przepisu. Pominęłam jednak rodzynki, bo ich po prostu nie lubię. Zamiast tego dodałam kandyzowaną skórkę pomarańczową (około 3-4 łyżeczki) i do części pokrojoną w kostkę gorzką czekoladę.
Oto efekt (pierwsze takie suche wyglądają, bo Mąż zapomniał posmarować jajkiem, a jaakurat usypiałam Mikiego):


Piekłam około12 minut w 220 st.
Wyszły mięciutkie, idealnie słodkie i puszyste.
Mniam :)

A kolejny wpis będzie całkowicie o Mikim :)

piątek, 1 marca 2013

Wycieczki i oferta, czyli coś sie dzieje

Ponieważ czuję się już dużo lepiej, w końcu umówiłam się do dentysty (ostatnio była tylko konsultacja).
Dzwoniąc we wtorek, udało mi się umówić wizytę już na środę. Dlatego rano się zebraliśmy i autobusami ruszyliśmy w stronę Dziadków. Miki miał frajdę, bo już nie tylko oglądał autobusy, ale nawet nimi jechał :) potem z pracy wrócił Dziadek i w ogóle była radość.
Wczoraj było podobnie. Jak wyszliśmy z domu kilka minut po 8, tak wróciliśmy po 12 godzinach. Na dodatek wybraliśmy się z Babcią i Ciocią na spacer do... zajezdni autobusowej. Miki był w raju :)

Miki się bawił z Ciocią, obajadał babciną lodówkę z ja sobie haftowałam :)


Znajoma nominowała mnie d pewnej nagrody/zabawy. Szczegóły znajdziecie na blogu z opowiadaniami, w zakładce "nagrody i wyróżnienia".




A tak przy okazji, mam na sprzedaż lub wymianę kilka książek.
Osoby zainteresowane, zapraszam do pisania na anexa@buziaczek.pl