poniedziałek, 18 marca 2013

Kości, czyli sympatyczne niedzielne popołudnie oraz o Puchatku

Jakoś w ostatnim czasie tak mało się u nas dzieje. A jednocześnie mam wrażenie, że każdy kolejny dzień jest bardziej niesamowity niż poprzedni...

Wczorajsze późne popołudnie spędziliśmy u Szwagra. Wiem, dziwne to. Ale co dziwniejsze, miło spędziliśmy czas. Graliśmy w kości. Ale nie takie tradycyjne.

Ogólnie polega to na tym, że po rzucie dziesięcioma kostkami trzeba ułożyć z nich określone kombinacje.
Świetna zabawa, ale niestety w Polsce niedostępna. pierwszy raz z Mężem graliśmy w to 1,5 roku temu, który grę dostał od znajomych z Ameryki. My nabyliśmy ją dzięki Szwagrowi, który kupił ją nam za granicą, bodajże w Szwajcarii... (nie pamiętam dokładnie).
W każdym razie my spokojnie graliśmy, a Miki bawił się zabawkami kuzynów. 

A dziś wybraliśmy się do UP, skąd musiałam załatwić sobie zaświadczenie o bezrobociu. Ale o tym, po co mi ono, powiem kiedy indziej :P



Tak przy okazji, skończyłam haftowanie :)
Tak wygląda efekt końcowy.
A więcej szczegółów i zdjęć znajdziecie tutaj: KLIK


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz