czwartek, 31 maja 2012

Dzień na ogródku

Praktycznie cały wczorajszy dzień spędziliśmy z Mikim na ogrodzie. Biegaliśmy, bawiliśmy się w piasku, jeździliśmy na rowerkach... I co najważniejsze, brudziliśmy się. Albo raczej to Miko się brudził. W taki sposób szare spodnie, stały się spodniami szaro-czarnymi. Owszem, mogłam mu zabronić grzebania w ziemi, ale po co. Jeśli Mały się czasami pobrudzi (podejrzewam, że za jakiś czas czasami przejdzie w często), tragedii nie będzie. W końcu jest dzieckiem i to jego prawo.

Poza tym wczoraj Miki znowu mnie zaskoczył. Bawił się w kuchni i na dolnej półce, prawie na ziemi, leżała reklamówka z jabłkami. Patrzę, a tam Miko bierze jedno do ręki (musiało wypaść, bo reklamówka zawiązana) i najspokojniej zaczyna je sobie jeść. To wzięłam i obrałam mu ze skórki, a on sobie maszerował i je jadł.
A ostatnio udało mi się zauważyć, że sam się myje! W czasie kąpieli, kiedy go namydlę, Miko sam zaczyna się myć. Namydlonymi rączkami jeździ sobie po brzuszku, ramionkach, czasem nogach...
Z każdym dniem robi się coraz bardziej samodzielny. A jeszcze rok temu był od nas całkowicie zależny. Ale ten czas leci...

Jutro znowu muszę wybrać się na targ, ale tym razem sama. Dzisiaj zauważyłam, że po tym jednym spacerze... odchodzi mi podeszwa z obcasów. Mam nadzieję, że uda się je zwrócić, albo ostatecznie wymienić na nowe/inne.

A tu kilka zdjęć z naszego wczorajszego dnia (inne, bez Mikiego, pojawią się jutro na drugim blogu, zapraszam):








wtorek, 29 maja 2012

Wiatrakowy słonecznik i wycieczka

Do meritum dnia dzisiejszego przejdę później, bo najpierw muszę się pochwalić.
Jeszcze nad morzem kupiliśmy Mikiemu kolorowy wiatraczek. Po powrocie jednak był z nim mały problem, bo nie mieliśmy go gdzie dać. W końcu wylądował w ogródku, gdzie radośnie się kręci, łapiąc podmuchy wiatru. A ponieważ wiem, że Mały lubi się nim czasem pobawić, wetknęłam go w ziemię w zasięgu jego ręki. I kiedy dziś biegał sobie z Tatusiem po ogrodzie (wcześniej wymęczywszy Mamusię), złapał go i z uśmiechem przybiegł z nim do mnie dając mi go. A na prośbę "Dasz mamusi buzi", dostałam super soczystego buziaka :)
Niesamowite uczucie. Tym bardziej, że zrobił to sam, bez żadnej zachęty ze strony Męża. Także można powiedzieć, że dostałam od Syna pierwszego kwiatka w życiu :) (bo do wiatraczka doczepiony jest słonecznik).

A dzisiejszy dzień minął nam bardzo aktywnie. Rano wybraliśmy się autobusem na targowisko w sąsiednim mieście, a potem wyciągnęliśmy Tatusia na baaardzo długi spacer. Moje nogi cierpią do tej pory, bo mądrze założyłam nowe buty. Zamiast wypróbować je na paru krótkich dystansach, poszłam od razu na całego i dorobiłam się na obu stopach łącznie 7 bąbli...
A potem Miko biegał po ogrodzie z kuzynami, jeździł na rowerku... Wymęczony padł jeszcze przed 19...
A Mamusia ma chwile dla siebie :)

poniedziałek, 28 maja 2012

Komunijne refleksje, czy co nieco o próżności... mam

No i po komunii...

Torty zrobiły furorę. Chrzestna bratanicy była zachwycona.
Ale niestety nieco się zniszczyły. Cukier zawarty z pisakach cukrowych i hostiach rozpuścił się nieco i na tortach było pełno wody. Ale ponoć nie zauważyli :)

Komunia była taka, jak powinna. Skromna, bez przepychu. Bratanica nie miała wymyślnej fryzury od stylisty fryzur, przyjęcie było w domu. Co prawda jedzenia był ogrom i po prostu nie dało się tego przejeść, ale wszystko było (prawie) pyszne. Szczególnie roladki z piersi kurczaka z serem feta :) Kucharz wynajęty przez Szwagra (nawiasem mówiąc bardzo sympatyczny) spisał się na medal. Nie dość, że dobrze gotuje, to jeszcze świetnie się z nim rozmawia.

Mikołaj zniósł wszystko bardzo spokojnie. O ile w jego przypadku można mówić o spokoju. W kościele było jak co niedziela, wyjątkowo padał tylko deszcz. Ale nie jakaś wielka ulewa, a taki wiosenny deszczyk. W czasie kiedy wszyscy się chowali przed wilgocią, on wesoło dreptał sobie po kościelnym placu. Gorzej, że ciągnął za sobą Mamusię :) Na szczęście włosy miałam tylko lekko podprostowane, więc zniszczenie fryzury mi nie groziło :D

Jedyne, co mnie raziło, to "pokaz mody". Szczególnie dziecięcej. W naszym pobliżu stały trzy dziewczynki (w różnym wieku), których było mi po prostu żal. Najmłodsza miała na oko półtora roku i mama ubrała ją w, co prawda śliczną, ale raczej niewygodną białą sukienkę. Pełno tiulu, naszywanych koralików, kokardek... Z tego, co udało mi się usłyszeć, jej mama chciała, żeby córka poczuła się jak mała komunistka (gorzej, że nic z tego nie rozumie). A kiedy chciała sobie pobiegać, to ciągle ktoś musiał jej pilnować, żeby sobie białej sukieneczki nie ubrudziła.
Druga z dziewczynek jest już trochę starsza (ciężko określić wiek, ale chyba starsza niż komuniści). Ale mamie to nie przeszkadzało zrobić jej na "laleczkę". Wyprostowana grzywka i pejsy, a tył zakręcony w cienkie loczki. Do tego opaska z kokardką i sukienka w kropki. Słowami nie da się tego opisać, ale wyglądała bardzo sztucznie...
Na szczęście okazało się, że nie wszystkie mamy maja takie parcie na wygląd córek. Była dziewczynka młodsza od Mikiego, ubrana w skromną różową sukieneczkę (którą może nosić też na co dzień) i białą bluzeczkę. Wyglądała ślicznie. ładniej, niż te "zrobione". Które notabene nawet do komunii teraz nie przystępowały, były jedynie gośćmi...

Na szczęście komunia już za nami. Następna dopiero za parę lat. Niestety najprawdopodobniej też podwójna...


A w wolnej chwili zapraszam na mojego drugiego bloga (link obok), gdzie są już dwa opowiadania i zdjęcia z Babiej Góry.

sobota, 26 maja 2012

Komunistyczne torty

Jutro mamy komunię. W dodatku podwójną, bo pomiędzy bratankiem-chrześniakiem Męża, a jego siostrą jest tylko rok i 9 miesięcy różnicy. Ksiądz się zgodził i do Komunii przystąpią razem.

Szwagrowi bardzo się spodobał nasz tort na roczek Mikiego i poprosił nas o komunijny. W pierwszym momencie miał być tylko jeden, ale zdecydowaliśmy się na dwa, bo w końcu "komunistów" też jest dwoje.

Największy problem był z dekoracyjnymi hostiami, bo albo nigdzie nie było, albo były bardzo drogie. Na szczęście Szwagrowi udało się znaleźć i nie musieliśmy wcielać w życie planu awaryjnego (czyli wycięcie hostii z oblatów śląskich :)).

A więc przedstawiam końcowy efekt naszej pracy :)






środa, 23 maja 2012

Całkiem nowe dziecko

Mamy w domu całkiem nowe dziecko.
Mówię całkiem serio.
Sama go nie poznaję.
A chodzi o to, że... obcinaliśmy dzisiaj włoski :) Po raz pierwszy w życiu Mikiego (ale pewnie nie ostatni).

Kiedy Mały widział, jak obcinałam Tatusia, płakał jakby bał się, że zrobię mu krzywdę. Ale kiedy sam siedział u mnie na kolanach i maszynką majstrowałam mu po głowie, siedział grzecznie, zaciekawiony, co też Mama mu robi. Potem pałeczkę przejęła Babcia i już zupełnie przestał zwracać uwagę na to, co mu tak bzyczy za uchem.
A ponieważ włoski miał już dość długie, teraz wygląda zupełnie jak nie on.
Było mi bardzo szkoda go obcinać, bo wyglądał ślicznie, ale jednak się zdecydowaliśmy. A kosmyk jest schowany na pamiątkę :)

Tu jeszcze Miko długowłosy:




A tu już po dzisiejszym fryzjerze:




Chodzę, mówię i polska (nie)służba (nie)zdrowia

Uf, uwielbiam słońce, ale bywa ono męczące...

Co się działo u nas od ostatniego czasu?
Dużo.
Po pierwsze i najważniejsze, Miki prawie sam CHODZI! Nie są to nie wiadomo jak długie odległości, ale jednak zdarza się. Czasem my go puszczamy, żeby szedł sam, a czasem robi to po prostu sam... Dotychczasowy rekord to jak na razie jakieś 4-5 kroków.
Oczywiście cały ukochany słowem Mikiego jest "tata", ale ostatnio nauczył się nowego. "Chodź", choć w jego wykonaniu brzmi to na razie jak "oć". Ostatnio mnie rozbawił, bo rzucał sobie piłką i w momencie kiedy za daleko odleciała krzyczał na nią "oć, oć". Albo łapie mnie za rękę i kierują do przedpokoju mówi "oć". Przynajmniej wie, co to znaczy :D
Najweselsze są jednak próby samodzielnego jedzenia. Oczywiście Miko brudzi wszystko wokół :)

Wczoraj znowu miałam wizytę u dentysty. Potem udało nam się w końcu spotkać z Przyjaciółmi. Ich synek lada dzień skończy 6 tygodni, ale to, co słyszałam od A. na temat porodu sprawiało, ze aż się włosy na głowie jeżyły.
Z powodu wysokiego ciśnienia A. miała cesarkę jakieś 2 tygodnie przez terminem. Niby wszystko było ok, ale dopiero na pierwszej wizycie u pediatry dowiedzieli się, że mały miał wylew!
Co jak co, ale powinni być o tym powiadomieni wcześniej. Nawet jeśli nie ma teraz żadnych skutków ubocznych. Cieszę się, że nie rodziłam w tym samym szpitalu, choć to w moim rodzinnym mieście.
Ale synka mają prześlicznego :) a jaki maleńki... Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że Miki w tym wieku był większy. Ale może to tylko złudzenie...

Poza tym nie rozumiem, dlaczego zdecydowana większość (jak nie wszyscy) pediatrów mówi, żeby nie dawać dziecku pić. Tylko mleko (mówię o karmiących piersią). Dla mnie to wariactwo. Miki pił herbatki praktycznie od początku i nic mu nie jest.

niedziela, 20 maja 2012

Co kto potrafi, a co nie

Do tej pory zdążyłam się zorientować, że w rodzinie Męża to jego brat, a mój Szwagier uchodzi za "złotą rączkę" i majsterkowicza. Ponoć ma to po dziadku. Sam kładł panele i boazerię (a był nastolatkiem), zrobił system drzwiowy na strych, zbudował dzieciom plac zabaw na ogrodzie...
W każdym razie tak było do tej pory. Bo nagle okazało się, że M. też potrafi. I wychodzi mu to świetnie. Zabudował podest ku ochronie Mikiego, jednocześnie robiąc sobie schowek na swoje rzeczy (ma naturę chomika), odnowił całkowicie zniszczone krzesełko ze stoliczkiem, czy teraz odnowił tą skrzynię.
A dlaczego teraz o tym mówię? Bo Szwagier był dziś u nas i zobaczywszy ją na gotowo żałował, że sam nie wpadł na to wcześniej. Bardzo mu się podobała :)
Teraz robi podkładkę (albo nadstawkę) pod laptop, bo Miki bardzo się do niego dobiera. Ja jak na razie nie wyobrażam sobie, jak ona będzie wyglądać, ale liczę na Męża :) A potem piaskownica, którą jednak zrobi sam.

U mnie była podobna sytuacja. We wrześniu Teściowie pojechali na urlop i byliśmy sami w domu. Pewnego dnia wpadła do nas moja Mama, Siostra i Babcia. Tak, dla towarzystwa, bo Mąż miał akurat na rano. Wszystkie trzy były bardzo zdziwione, że chciało mi się dla Męża robić pierogi, skoro obiad miałam już gotowy. babcia powiedziała mi wtedy, że jest pod wrażeniem. Bo w sumie nigdy nie uczyłam się gotować. Jak to stwierdziła Babcia "byłam tą stworzoną do wyższych celów niż siedzenie w kuchni". A teraz w kuchni i w czasie gotowania świetnie się odnajduję :)

I oto jak łatwo można zaskoczyć niczego się niespodziewających :)

sobota, 19 maja 2012

Dzień poza domem cdn (babcie dwie i dentysta), a także dzisiejsze polowanie

Pomimo faktu, że po ślubie przeprowadziłam się do Męża, do dentysty dalej chodzę w to samo miejsce, na osiedlu u rodziców. A to dlatego, że panicznie boję się tych lekarzy i po wielu przejściach z ich przedstawicielami, nie mam do nich zaufania. Aż trafiłam na jednego, więc nie mam zamiaru go zmieniać.
W każdym razie skoro miałam wizytę u dentysty, a Mąż szedł na popołudnie do pracy, nie było sensu żebym wracała do domu. Dlatego rano duży M. zawiózł mnie i małego M. do rodziców i wrócił do domu, a ja z Małym i Mamą poszłam do lekarza. Potem spacer do dawnej szkoły, gdzie Siostra miała coś do załatwienia i ogrodnika po kwiatki dla dziadków. Po drodze Miki zjadł na drugie śniadanie biedronkową bułkę z budyniem (chwilowo nie miałam po ręką nic innego).
Po spacerze był czas spania, ale każde spojrzenie na Babcię lub ciocię kończyło się śmiechem. W końcu po dwóch godzinach udało mi się go na siłę uśpić. Potem pojechaliśmy do Babci H., gdzie dołączył do nas wujek Mikiego (teraz będzie miał 6 miesięcy :)).

Także jak widać, dzień pełen wrażeń, dzięki czemu Miki wieczorem padł migiem.
Gorzej jest teraz. Ponieważ rano chyba się nie wyspał, usnął jeszcze przed 9. Po południu pojechaliśmy na polowanie. Na piaskownicę. W realu miały być dwuczęściowe za 70 zł. Akurat miałby z basenem. Ale po sprawdzeniu stwierdziliśmy, że szkoda pieniędzy, bo zaraz się rozpadną. Poszukamy dalej, albo poszperamy na allegro.
W każdym razie w drodze powrotnej Miki usnął na godzinę i teraz nie chce spać. Na szczęście dziś Tatuś jest już w domu.
Ale jednak mam nadzieję, że zaraz uśnie...

A mnie szczęka dalej nieco pobolewa...

piątek, 18 maja 2012

Dzień poza domem

Dziś cały dzień spędziliśmy poza domem. Jak wyjechaliśmy przed 9, to wróciliśmy o 19...
Potem tylko kąpiel, kolacja i spanie. Miki już padł, ja jestem w trakcie padania. Na dodatek trochę boli mnie głowa i szczęka (efekt wizyty u dentysty).
Ogólnie było wesoło.
Odwiedziliśmy moją Babcię, która odchodziła dziś rocznicę ślubu. Dziadek niestety nie był obecny, bo pracował.
Miki od nawału wrażeń nie chciał iść spać w południe, ale teraz padł jak kawka.
Więcej szczegółów jutro, bo zaraz zasnę...

czwartek, 17 maja 2012

Skrzynia i roczek

Wiem, wczoraj miały być zdjęcia, ale miałam problem z internetem i częste przerwy w jego dostawie.

Udało nam się w miarę unormować dzień Mikiego (albo raczej mi się udało, bo Tatuś i tak w pracy). Koło 20 wieczorem już śpi, wstaje 5.30 (za jakie grzechy tak wcześnie...). Najgorzej na razie jest ze spaniem w ciągu dnia. Staram się go usypiać około 11, ale różnie w tym bywa, czasem wcześniej, czasem później. Dziś na przykład już śpi (jestem w SZOKU!).

Duży M. znalazł sobie ostatnio zajęcie. Odnawia stare rzeczy tak, by mogły służyć nam/ Mikiemu. Jakiś czas temu odnowił krzesełko do karmienia ze stoliczkiem, a wczoraj skończył skrzynię na zabawki. Już jakiś czas temu myślałam o jakimś dużym pojemniku na zabawki, ale oboje stwierdziliśmy, że plastikowe raczej się nie nadają. A potem Babcia J. miała remont w łazience i pozbywała się starej, 60. letniej drewnianej skrzyni. To Mąż wziął ją w obrotu i teraz będzie służyć Mikiemu :)


Jak widać, można się w niej nawet schować :)

A tu trochę obiecanych zdjęć z urodzin:
\

Poza tym bardzo dziękuje Kobiecie_spełnionej za uwagę odnośnie komentarzy.
Poszperałam w ustawienia i teraz powinno już być lepiej.

wtorek, 15 maja 2012

Wariacje na temat naleśników

Lubię sobie czasem poeksperymentować w kuchni. W dodatku wiem, że jeśli nie bardzo mi coś wyjdzie, zawsze może zjeść to Mąż :) Oczywiście pod warunkiem, że w potrawie będą składniki, które lubi.
Jakiś czas temu urozmaiciłam nieco tradycyjne naleśniki. zamiast na słodko, zrobiłam je na ostro. A do ciasta dodałam pokrojony w cienkie plasterki ser żółty i ulubione przyprawy (chili, pieprz ziołowy, zioła).
Mąż jadł je z ketchupem, a ja zrobiłam sobie sałatę lodową. Wyszły bardzo dobre i sycące, po dwóch miałam już dość :)




Miki właśnie szaleje z Dziadkiem (moim Tatą). Zastanawiam się, kto wieczorem szybciej padnie. Bo jak znam życie, Miki będzie miał jeszcze więcej energii niż zazwyczaj.

A jutro dodam zdjęcia z roczku.

poniedziałek, 14 maja 2012

Podwójne EKO i coś nowego

Ostatnio modne jest bycie EKOmamą. Czy jestem?

Na pewno jestem Mamą EKO(nomiczną). Ale to chyba normalne. Szukam rzeczy tanich, pieluchy przeliczam nawet na ceną za sztukę. Ciuchy wyszukuję ostatnio na Allegro, używane. Zabawek praktycznie nie kupujemy (źli rodzice z nas, ale babcie nas wyręczają, poza tym mamy sporo po bratankach Męża).
Inaczej się nie da. Wszystko dla dzieci (a już szczególnie niemowląt) jest strasznie drogie. Nie rozumiem tego. Na przykład ciuszki. idzie na nie dużo mniej materiału, niż na te dla dorosłych, a cena jest wyższa. Z butami jest podobnie.
Dlatego tam gdzie się da, szukamy oszczędności.

A mama EKO(logiczna)? Zależy, jak dla kogo.
Kupiliśmy pieluchy wielorazowe ("majteczki" i wkłady). Ale nie jestem zadowolona. Po jakimś czasie strasznie śmierdzą, przemakają... Owszem, są kolorowe, ale to nie wystarczy. Dlatego używam jednorazowych pampersów. Ale ponieważ wielorazowe są już kupione i to za niemałe pieniądze, zakładam je w ciepłe dni. Wtedy, gdy nie zakładam mu już spodenek. Zobaczymy, jak to będzie z oduczaniem noszenia pieluch...
Sama gotuję Mikiemu (albo raczej z Teściową). Słoiczki kupiliśmy jedynie jadąc na wczasy nad morze, ale nie byliśmy pewni jak tam będzie z kuchnią. Poza tym bądźmy szczerzy, jechaliśmy wypocząć, a nie stać przy kuchence. Jednak kaszki kupuję gotowe, tylko zalać wodą. To dlatego, że nie korzystaliśmy z mleka modyfikowanego. Ale jak skończymy te, które są teraz, będę mu gotować kaszkę mannę na zwykłym mleku 0.5%.
Kosmetyki używam zwykłe. Mydło Bambino i aksamitne mleczko Nivea (wcześniej oliwka Bambino). W naszym wypadku sprawdzają się idealnie. Ale na początku (za namową pediatry) mieliśmy przygodę z szarym mydłem i oliwą z oliwek. Mąż się śmiał po nasmarowaniu Małego, że nic tylko go w gęsiarkę i do pieca :)
Ekologicznego proszku też nie używam. Co więcej, używam nawet płynu do płukania.

Teraz zdania będą podzielone.
Dla jednych będę rozrzutna albo wręcz skąpa, przesadnie ekologiczna lub w ogóle środowisko będę mieć głęboko w d*** nosie.
I co z tego.
Najważniejsze, to nie dać się zwariować ;)



Poweekendowo...

Dziś mija tydzień, jak Miko został odstawiony od piersi.
Nie jest źle, tym bardziej, że na początku strasznie się bałam. Ale dajemy radę.
Dziwię się nawet, bo jakoś specjalnie nie szuka.
Najgorzej jest dalej ze spaniem w ciągu dnia. Bardzo ciężko go uśpić. Zawsze oboje bardzo się nad tym namęczymy...

Weekend minął nam bardzo spokojnie w domowym zaciszu. Mieliśmy jechać do znajomego, któremu miesiąc temu urodził się synek, ale nie wyszło. Może uda się innym razem...

Poza tym nic się nie dzieje. Cisza, spokój, nuda... Chociaż nie, nudy nie ma. Nie przy Mikim :)
Ostatnio już sam chodził! Co prawda tylko kilka kroczków, ale jednak. Niestety więcej ten wyczyn nie został powtórzony, ale dalej czekamy :)

sobota, 12 maja 2012

Wspomnienia i sprawy bierzące

Zapomniałam, o czym chciałam...





EUREKA!

Tak sobie dziś w czasie spaceru z Małym (zdążyliśmy przed pogorszeniem pogody), że właśnie mija 5 lat od mojej matury. Wspominam miło, choć maleńki stresik był (większy u Mamy).
Czemu tak o maturze?
Wczoraj w którymś programie informacyjnym pokazywali sposoby, jak "zdać" maturę. Urządzenia podsłuchowe, mini aparaty... Oczom się wierzyć nie chce. Nie rozumiem osób, które korzystają z takich pomocy.
Chociaż z drugiej strony...
Słyszałam ostatnio (albo czytałam, już nie pamiętam) takie zdanie: "Matura nie przygotowuje do studiów". I muszę się z tym zgodzić. Nie wiem, po co komu na moim kierunku studiów była potrzebna biologia, skoro nie było nic odnośnie tego przedmiotu. Z perspektywy czasu widzę, że żaden przedmiot, którego uczyłam się w liceum nie był potrzebny na studiach. No, może poza matematyką, ale a tylko do statystyki, która trwała jeden semestr.
Jakoś teraz przyszło mi do głowy, że matura powinna być dla tych, którzy mają zamiar zakończyć edukację po liceum/technikum. Bo jeśli ktoś idzie dalej, to jest mu ona potrzebna chyba tylko do podniesienia poziomu adrenaliny.


A u nas nieco lepiej. Co prawda z usypianiem dalej są cyrki, ale czas się stopniowo skraca. Miki chyba czasem musi się po prostu wypłakać i zmęczyć tym płaczem. A zauważyłam, że jeśli ja się zaczynam niecierpliwić, to Miko jakoś dłużej usypia.A jeśli jestem spokojna i daję mu sobie popłakać, to szybciej mu to idzie.
Poza tym nie jest źle, Mały dobrze znosi odstawienie. Ja mam mleka coraz mniej, a ponieważ dalej lubi sobie pociągnąć, dajemy mu w butelce. Czasem moje, czasem modyfikowane (zużywam próbki), ale bardzo słabe, albo zwykłe chude. Kupiliśmy mu ostatnio 0,5% i nic mu po nim nie jest, więc chyba zostaniemy przy takim.


Uf, skończyłam. Nie lubię laptopa Męża...

piątek, 11 maja 2012

Chwila relaksu

Mąż poszedł już do pracy, Miko w końcu śpi, więc mam chwilę dla siebie. Łóżko, cicho nastawione radio i fajna książka. Po prostu chwila relaksu po nawet męczącym dniu...
Obecnie czytam "Grzesznika" T. Gerritsen. Spokojnie mogę powiedzieć, że należy ona do moich ulubionych autorek. mam w domu jej wszystkie (chyba) książki i chociaż niektóre z nich czytałam już kilka razy, dalej bardzo lubię do nich wracać.

To ja lecę :)

środa, 9 maja 2012

Czyżby kryzys?

Mówią, że zawsze w trakcie trzeciego dnia nadchodzi kryzys. Nie ważne, czy to dieta, czy coś innego...
U nas jest właśnie trzeci dzień bez piersi i... mamy kryzys. Było kilka momentów, kiedy już prawie pękałam i skłonna byłam pozwolić mu ciumkać. I pewnie jeszcze kilka takich będzie, bo przed nami spanie.
Mam nadzieję, że wytrwam...

wtorek, 8 maja 2012

Dzień pierwszy

Nie, nie zaczynam nic od początku, choć jak widać blog uległ pewnym wizualnym modyfikacjom :)

Chodzi tu o odstawienie Mikiego od piersi. Ostatni raz ciumkał wczoraj przed 18 i był to ostatni cycuś w jego życiu (a przynajmniej od Mamusi ;)). Jak na razie nie jest źle. Staram się go zajmować zabawą i innymi rzeczami. Biegaliśmy już po ogrodzie, bawiliśmy się w piaskownicy... Aktualnie śpi. Przyznam, że usypiania bałam się najbardziej, bo do tej pory usypiał właśnie przy piersi. Ale jakoś daliśmy radę. Teraz uśpiłam go w wózku. W sumie aż dziw, że usnął skoro Mama tak bardzo fałszowała kołysankę :D Jedynie w nocy raz się obudził i nie dało się go uśpić, ale najprawdopodobniej był głodny (w końcu przespał kolację), ale Tatuś się nim zajął, a ja na szybko odciągnęłam trochę mleka i spaliśmy dalej do 8.

Oby to tylko nie była cisza przed burzą...

poniedziałek, 7 maja 2012

Roczek już za nami

Jak ten czas nieubłaganie leci. Jeszcze nie tak dawno leżałam na porodówce, wspomnienia wciąż całkiem świeże, a tu moje Maleństwo skończyło już roczek. Mam wrażenie, że ktoś gdzieś tam wcisnął na pilocie mojego życia przycisk "przewijanie do przodu" i wszystko leci dwa razy szybciej :)

Co się przez ten rok zmieniło? Bardzo, bardzo dużo.
Najważniejsze, ze jest nas troje, a nie dwójka. I to właśnie Miki pochłania praktycznie cały nasz czas. Ale nie żałuję (ok, może jednak bywają chwilę, ze mam ochotę pobyć sama lub tylko z Mężem, ale rzadko), bo Mały praktycznie codziennie zaskakuje nas czymś nowym. Ostatnio w czasie wspinaczki na podest u nas w pokoju padło nowe słowo "adela". Tak ni z gruchy, ni z pietruchy sobie palnął, a rodzice głowią się, co miał na myśli :)
Bardzo dużo zmienił się sam Mikołaj. Rok temu był maleństwem całkowicie zależnym od nas, a teraz jest sporym chłopakiem, który ma swoje humory i umie walczyć o swoje. Coraz bardziej ujawnia się jego charakterek. Na pewno będzie bardzo uparty, towarzyski i wesoły. Lubi sobie też pogrymasić, a już szczególnie jeśli chodzi o jedzenie. Raz wcina chlebek z szynką, a następnego dnia już mu nie smakuje. A my próbujemy nadążyć za jego smakami. W razie tragedii pozostaje niezawodny rosołek, który wcina zawsze. Oby tylko nie doszło do sytuacji, ze rosołek będzie jadł na śniadanie, obiad i kolację :) Na szczęście jego jedzeniowe widzi-mi-się nie wpływa na jego wagę. Na chwilę obecną mamy wynik 11 kg i 88 cm wzrostu. Dziś idziemy na kontrolę do lekarza, więc jeszcze to sprawdzimy :)

Impreza urodzinowa już za nami. Dopisali prawie wszyscy goście i pogoda też, choć zapowiadali deszcze i burze. Miko prezentami jest zachwycony, szczególnie klockami i motorem na akumulator. Ku zgrozie rodziców niestety jeszcze nie umie wcisnąć sobie pedała gazu i sami musimy to robić goniąc za nim na kolanach :)



01.05.2011
Pierwsze zdjęcie Mikiego



















A to już 01.05.2012 czyli 1. urodziny Mikiego :)
(zdjęcia z imprezy urodzinowej w innym terminie)

czwartek, 3 maja 2012

Powczasowe refleksje

Miko śpi, więc mam trochę czasu na pisanie :)

Wyjazd był świetny. Odpoczęliśmy, spędziliśmy ze sobą dużo czasu i pooddychaliśmy nadmorskim powietrzem. Ale niestety też złapaliśmy katarki. Wszyscy, cała trójka :) Duży M. na szczęście szybko się go pozbył, ale my z Małym dalej się męczymy...

W każdym razie było bardzo fajnie. Co prawda podróż była męcząca, a najbardziej dla Mikiego, ale daliśmy radę. Na miejscu czekała na nas cisza do spółki ze spokojem. Wylądowaliśmy w maleńkiej mieścinie Gąski k/Mielna w dodatku poza sezonem, więc przez dłuższą część wypoczynku byliśmy jedynymi wczasowiczami. Ludzie zaczęli się zjeżdżać dopiero na majówkę.
Odwiedziliśmy Mielno, Ustronie Morskie, Kołobrzeg... Byliśmy parę razy na basenie (morze niestety było zdecydowanie zbyt zimne na kąpiele).

Mikoś był po prostu zachwycony. Grzebanie w piasku, raczkowe bieganie po plaży, zabawy kamykami... Kiedy tylko miał okazję, zaczepiał innych ludzi, niemal natychmiast się z nim zakochiwali. Nawet jedna dziewczyna na basenie zaprosiła nas na grilla do siebie :) Nie rozumiem tylko tego, że wszyscy wokół brali Miko za dziewczynkę :) ale obie Babcie stwierdziły, że faktycznie ma tak ładną buźkę, że w sumie to się nie dziwią :)

Jedynie pogoda nam nie bardzo dopisała, bo było bardzo wietrznie. W ciągu dwóch tygodni zdarzyły się może tylko dwa - trzy naprawdę ciepłe dni. Właśnie z powodu wiatru wróciliśmy dzień wcześniej, bo nie było sensu siedzieć cały czas w pokoju, a przez wiatr nie dało się za bardzo gdzieś wyjść.

Ogólnie wyjazd zaliczony do jak najbardziej udanych :)

środa, 2 maja 2012

Come back :)

Wróciliśmy :) Uśmiechnięci, wypoczęci, cali i (prawie) zdrowi :)

Teraz chwila wytchnienia, a potem trzeba się rozpakować i zacząć szykować niedzielną imprezę :)
W końcu Miko skończył wczoraj rok :)

Więcej będzie następnym razem :)