poniedziałek, 28 maja 2012

Komunijne refleksje, czy co nieco o próżności... mam

No i po komunii...

Torty zrobiły furorę. Chrzestna bratanicy była zachwycona.
Ale niestety nieco się zniszczyły. Cukier zawarty z pisakach cukrowych i hostiach rozpuścił się nieco i na tortach było pełno wody. Ale ponoć nie zauważyli :)

Komunia była taka, jak powinna. Skromna, bez przepychu. Bratanica nie miała wymyślnej fryzury od stylisty fryzur, przyjęcie było w domu. Co prawda jedzenia był ogrom i po prostu nie dało się tego przejeść, ale wszystko było (prawie) pyszne. Szczególnie roladki z piersi kurczaka z serem feta :) Kucharz wynajęty przez Szwagra (nawiasem mówiąc bardzo sympatyczny) spisał się na medal. Nie dość, że dobrze gotuje, to jeszcze świetnie się z nim rozmawia.

Mikołaj zniósł wszystko bardzo spokojnie. O ile w jego przypadku można mówić o spokoju. W kościele było jak co niedziela, wyjątkowo padał tylko deszcz. Ale nie jakaś wielka ulewa, a taki wiosenny deszczyk. W czasie kiedy wszyscy się chowali przed wilgocią, on wesoło dreptał sobie po kościelnym placu. Gorzej, że ciągnął za sobą Mamusię :) Na szczęście włosy miałam tylko lekko podprostowane, więc zniszczenie fryzury mi nie groziło :D

Jedyne, co mnie raziło, to "pokaz mody". Szczególnie dziecięcej. W naszym pobliżu stały trzy dziewczynki (w różnym wieku), których było mi po prostu żal. Najmłodsza miała na oko półtora roku i mama ubrała ją w, co prawda śliczną, ale raczej niewygodną białą sukienkę. Pełno tiulu, naszywanych koralików, kokardek... Z tego, co udało mi się usłyszeć, jej mama chciała, żeby córka poczuła się jak mała komunistka (gorzej, że nic z tego nie rozumie). A kiedy chciała sobie pobiegać, to ciągle ktoś musiał jej pilnować, żeby sobie białej sukieneczki nie ubrudziła.
Druga z dziewczynek jest już trochę starsza (ciężko określić wiek, ale chyba starsza niż komuniści). Ale mamie to nie przeszkadzało zrobić jej na "laleczkę". Wyprostowana grzywka i pejsy, a tył zakręcony w cienkie loczki. Do tego opaska z kokardką i sukienka w kropki. Słowami nie da się tego opisać, ale wyglądała bardzo sztucznie...
Na szczęście okazało się, że nie wszystkie mamy maja takie parcie na wygląd córek. Była dziewczynka młodsza od Mikiego, ubrana w skromną różową sukieneczkę (którą może nosić też na co dzień) i białą bluzeczkę. Wyglądała ślicznie. ładniej, niż te "zrobione". Które notabene nawet do komunii teraz nie przystępowały, były jedynie gośćmi...

Na szczęście komunia już za nami. Następna dopiero za parę lat. Niestety najprawdopodobniej też podwójna...


A w wolnej chwili zapraszam na mojego drugiego bloga (link obok), gdzie są już dwa opowiadania i zdjęcia z Babiej Góry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz