środa, 27 czerwca 2012

Trochę kuchennej matematyki i sposób na relaks

Jak to jest, że jednego dnia nic nam nie wychodzi, a następnego wszystko jest idealnie?

W poniedziałek robiłam muffinki. żadnych eksperymentów, zwykłe z kawałkami czekolady. Cóż... coś nie wyszły, za słodkie. Potem tego samego dnia postanowiłam wypróbować przepis na szybkie ciasto z owocami. Cóż... nie wyszło. Zapomniałam o proszku do pieczenia i teraz jemy zakalec...
Wczoraj znowu robiłam muffiny. Z potrójnej porcji, prawie kilo mąki. I udały się świetnie. Czekoladowe z kawałkiem banana lub bez. Ładnie urosły i są pyszne. Było ich 46, do dziś zostało mniej niż pół :)

Poza tym robiłam wczoraj pierogi. Z kapustą i grzybami oraz z mięsem. Tych pierwszych wyszło 19, a drugich 20. Ktoś powie, że jak dla 5 osób to mało, ale wystarczyło i nawet zostało na dziś. Nawet Mikiemu smakowały :)

A przy okazji lepienia pierogów zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy. Takie kuchenne robótki czy w ogóle gotowanie, bardzo mnie odpręża. Lubię to robić. Piec ciasta, ciasteczka, lepić pierogi, gotować... Fizycznie można się zmęczyć, ale jaki odpoczynek psychiczny. Jeśli chodzi o pierogi, to mogę robić każdą ilość. Lubię taką "dłubaninę". W poniedziałek smażyłam Mężowi pieczarki, 1.5 kg. I jak mi się fajnie je kroiło. Mąż i Teściowa mówili, żebym wzięła robot, będzie szybciej, ale ja nie lubię. Wolę tradycyjnie nożem, chociaż zajmuje to dużo więcej czasu.
Oczywiście nie zawsze w kuchni da się odetchnąć. Bo jeśli jeszcze muszę mieć na oku Mikiego, jest to dość ciężkie do zrobienia, ale gdy ktoś się nim zajmuje... W tle jeszcze radio i mogę z kuchni nie wychodzić :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz