środa, 8 sierpnia 2012

Ciągle coś, ciągle ktroś, a ja mam już dość...

To nie jest tak, że nic się nie dzieje. Bo dzieje dużo. Za dużo.
I pomyśleć, że wydawało mi się, że urlop spędzony w domu może być nudny... Nie u nas.

Nawet nie wiem, od czego zacząć...

Miki jest jak mały huragan. Nawet Mąż tak na niego mówi: Pan Huragan. Wszędzie go pełno. Dopiero niedawno nauczył się chodzić, a już najchętniej ciągle tylko by biegał. Podejrzewam, że w jego słowniku nie będzie słów powoli, spokojnie. Na dodatek gaduła robi się z niego straszna. Niestety na razie nikt go nie rozumie.
Poza tym mamy już dwanaście ząbków :) Niedawno wybiły się górne czwórki, obie naraz.
Dość chętnie wcina wszelkie nowości, ale dalej buntuje się przy pieczywie. Ani chleb, ani bułka. Ta druga ewentualnie w czasie spacerów z Biedronki, co by nam z wózka nie uciekł :)

Samochód dalej stoi w serwisie. Może pod koniec tygodnia będzie gotowy. Na szczęście mamy zastępczy, więc nie jesteśmy uziemieni. Dziś na przykład mamy w planie wycieczkę do ZOO. Ale zobaczymy, jak Miko. Ostatnio przesunęła mu się drzemka na późniejszą godzinę, więc zobaczymy, jak to będzie dziś...

Największa nowina ostatnich dni? Żona Szwagra jest w ciąży. Po raz piąty.
Ręce opadają. Zero odpowiedzialności, troski i miłości w stosunku do tych, które już są, a produkcja trwa...

W każdym razie ostatnie dni były dość intensywne. Szczególnie koniec lipca. Teraz na szczęście powoli się wszystko uspokaja.  Dużo widywaliśmy się z rodziną i znajomymi. Rodzice naszego Przyjaciela (czy on jeszcze nim faktycznie jest?) pojechali na wczasy, a oni na ten czas się tu przenieśli, więc mamy towarzystwo do spacerów i ogólnie do spotkań.

Jutro idę w końcu do lekarza i dowiem się, jak ma się sprawa z moimi migdałkami.
A jeśli trochę to jeszcze potrwa i oddadzą samochód, to być może chociaż na tydzień uda nam się pojechać w góry :)
Tatry, czy Pieniny?
Zobaczymy :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz