I w końcu piątek... Jeszcze parę godzin i zacznie się weekend :)
Jeśli chodzi o nieobecność Męża w domu, to mamy znaczną poprawę. Przez cały tydzień wychodziliśmy z Dużym M,. z domu i odprowadzaliśmy go na przystanek, a w drodzę powrotnej Miko zasypiał. Dziś jednak pogoda trochę niepewna, bo wygląda, jakby zaraz miało lunąć, więc zostaliśmy z Mikim w domu. Akurat Teściowa piekła ciasto, więc Miki przyglądał się temu z zainteresowaniem. M. chcał wyjść ukradkiem, ale Mały go usłyszał. I co? Obyło się bez płaczu. Synuś przytulił się ładnie do Tatusia, dał mu buzi i wrócił do podglądania Babci. Ufff... A teraz ładnie śpi.
Zamiast tego zaczęły się problemy z kąpielą. Pisałam o tym już ostatnio. Następnego dnia było bez poroblkemu, bo kąpałam się z nim. Ale już wczoraj od początku. Tym razem do wanny wszedł, pobawił się, a gdy przyszło do mycia... zaczął wychodzić z wanny. Kończa mi się pomysły. Dziś spróbuję umyć go bez wczesniejszej zabawy w wannie. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Na jutro planujemy wielkie porządki. Mikiego wywodzimy do Dziadków na cały dzień, a sami bierzemy się do roboty. Trzeba wypuścić wodę z basenu, umyć go i schować, jechać na zakupy, i generalnie posprzątać w naszych pokojach. Będzie bardzo pracowity dzień...
Zastanawiam się ostatnio nad jedną rzeczą. Mamcia pisała na swoim blogu (mlodamama.nablogu.pl) o usypianiu metodą płaczu kontrolowanego. Już nie raz słyszałam bądź czytałam, że jest to bardzo skuteczne. Myślę nad wprowadzeniem jej w nasze życie. O jednej konkretnej godzinie kłaść Małego do łóżeczka, żeby sam usypiał. Może przy okazji nauczy się przesypiać noce w swoim łóżeczku, bo - nie ukrywajmy - robi się coraz większy i craz nam ciaśniej. Tym bardziej, że ardzo się wierci i rozpycha.
Boję się tylko tego, że nie wytrzymam i się w końcu złamie, gdy będzie płakał/krzyczał.
Na dodatek w nocy biorę go do naszego łóżka nieświadomie. Rano nawet tego nie pamiętam. Nadejdzie znowu taka noc i wszystko weźmie w łeb?
Muszę to jeszcze przemyśleć...
piątek, 31 sierpnia 2012
wtorek, 28 sierpnia 2012
SZOK, czyli co się dzieje, gdy myślisz, że już nic cię nie zaskoczy
Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam.
Owszem, Mio w ostatnim czasie często nas zaskakuje, ale raczej słownie. Poza tym myślałam, ze dobrze zxnam swojego syna. Błąd. Nawet jeśli nam się wydaje, że znamy kogoś na wyklot, i tak możemy zostać zaskoczeni.
Ale przechodze do meritum. Mianowicie Miko... nie chciał się dziś kąpać. Wodnik Szuwarek zrobił sobie wolne (chyba chwilowe, bo wcześniej wiaderka poszły w ruch). Ja go wkąłdam do wanny, a Mały za chwile łap mnie za szyję i wychodzi. Włożony z powrotem, protestuje. A ponieważ jeśli raz się nie wykąpie, to żadna krzywda mu się nie stanie, odpuściłam. Po co mamy się oboje męczyć. Wolę, żeby nie nabrał wstrętu do wanny.
Tak poza tym jest już lepiej jeśli chodzi o rozłąkę z Tatusiem. Razem idziemy na przystanek odprowadzając Tatusia, a w drodze powrotnej Miki przeważnie zasypia. Śpi 2-3 godziny, a potem leci już szybko.
W dziś wybraliśmy sie na zakupy. Albo raczej poliwanie. Mikiemy przydałaby się jakaś kurtka przeciwdeszczowa. Efekt? Miko bez kurtki, ale za to ja kupiłam sobie dwie pary sponi. 6.99 za każdą :) Co prawda nie mogę ich zapiąć, bo brakuje jakiś 5 cm, ale juz ja coś wymyślę :) i nie, nie mam na myśli żadnej diety :)
Owszem, Mio w ostatnim czasie często nas zaskakuje, ale raczej słownie. Poza tym myślałam, ze dobrze zxnam swojego syna. Błąd. Nawet jeśli nam się wydaje, że znamy kogoś na wyklot, i tak możemy zostać zaskoczeni.
Ale przechodze do meritum. Mianowicie Miko... nie chciał się dziś kąpać. Wodnik Szuwarek zrobił sobie wolne (chyba chwilowe, bo wcześniej wiaderka poszły w ruch). Ja go wkąłdam do wanny, a Mały za chwile łap mnie za szyję i wychodzi. Włożony z powrotem, protestuje. A ponieważ jeśli raz się nie wykąpie, to żadna krzywda mu się nie stanie, odpuściłam. Po co mamy się oboje męczyć. Wolę, żeby nie nabrał wstrętu do wanny.
Tak poza tym jest już lepiej jeśli chodzi o rozłąkę z Tatusiem. Razem idziemy na przystanek odprowadzając Tatusia, a w drodze powrotnej Miki przeważnie zasypia. Śpi 2-3 godziny, a potem leci już szybko.
W dziś wybraliśmy sie na zakupy. Albo raczej poliwanie. Mikiemy przydałaby się jakaś kurtka przeciwdeszczowa. Efekt? Miko bez kurtki, ale za to ja kupiłam sobie dwie pary sponi. 6.99 za każdą :) Co prawda nie mogę ich zapiąć, bo brakuje jakiś 5 cm, ale juz ja coś wymyślę :) i nie, nie mam na myśli żadnej diety :)
sobota, 25 sierpnia 2012
Eh ta skleroza...
Ale mieliśmy wyczucie czasu z kupnem tego komputera. Mamy go raptem dwa tygodnie, a tu okazuje się, że stary zaczyna szwankować. Najprawdopodobniej poszedł zasilacz...
Dzień spokojny. Jedynie Miko zapragnął poczuć się jak dorosły i chyba nie miał zamiaru iść spać w ciągu dnia. Najpierw ja z nim chodziłąm pomad godzinę, potem oglądaliśmy bajki (wbrew pozorom jego to usypia, czasem), ale nic nie pomagało. W końcu tatuś wziął go po rza kolejny na specer i usnął około 14. A ponieważ spał do prawie 17 zastanawiam się, o której zaśnie teraz. Ale w sumie może jutro rano da dłużej pospać...
Eh, i nie wiem, o czym miało być. Zapomniałam. Tak to jestm, jak piszę się jedną notkę przez cały dzień, po kawałku.
Na pocieszenie fotki Mikiego :)
Dzień spokojny. Jedynie Miko zapragnął poczuć się jak dorosły i chyba nie miał zamiaru iść spać w ciągu dnia. Najpierw ja z nim chodziłąm pomad godzinę, potem oglądaliśmy bajki (wbrew pozorom jego to usypia, czasem), ale nic nie pomagało. W końcu tatuś wziął go po rza kolejny na specer i usnął około 14. A ponieważ spał do prawie 17 zastanawiam się, o której zaśnie teraz. Ale w sumie może jutro rano da dłużej pospać...
Eh, i nie wiem, o czym miało być. Zapomniałam. Tak to jestm, jak piszę się jedną notkę przez cały dzień, po kawałku.
Na pocieszenie fotki Mikiego :)
Ten pomidorem był pyszny. Ale chyba zbyt ekologiczny :) |
piątek, 24 sierpnia 2012
3+1=!!!
Razem z Mężem planujemy jeszcze jedno dziecko. Nie chcę poprzestać tylko na Mikim. Co to, to nie.
Ale nie mam też zamiaru powielać działań Szwagra i jego Żony, którzy właśnie oczekują piątego (!) potomka. Albo raczej potomkini, jak wskazują badania.
Dziś miałam mały przedstak tego, co oni mają na codzień, bo troje z czworga postanowiło pobawić się w nową zabawę: podrażnijmy wujka. Ale pozostali jednak na zabawie z Mikim w "domku", czyli kontrukcji z zagłówków i poduch. "Domek" wymyślił Duży M., a Małemu M. bardzo przypadł on do gustu. Szczególnie w czasie, gdy pora spać. Nie w tym rzecz jednak. Na niewielkiem powierzchni naszego saloniku grasowało czworo urwisów. Miki to mały huragan, ale jego kuzyni tak samo. Biegali, skakali, co poniektórzy bili się... Na szczęście nie trwało to zbyt długo i trzódka została zagoniona na dół do Babci, a Miko zabrany do basenu.
Jeśli chodzi o spanie i histerię, to dziś było lepiej. Było, bo Mąż jeszcze w domu, a Miko już śpi. Oczywiście nie obyło się bez płaczu, ale to raczej ze zmęczenia. Chyba musimy wrócić do jednej rzeczy, praktykowanej dawno temu, a mianowicie usypianie Synusia bez obecności Tatusia. Już keidyś zauważyliśmy, że wtedy Mały szybciej zasypia. Podejrzewam, że to dlatego, że Tatuś kojarzy się z zabawą, a Mamusia z obowiązkami i mniej przyjemnymi sprawami.
No, ale zobaczymy, jak to będzie dalej. Jutro już Mąż będzie w domu, a potem na popołudnie. Powinno być łatwiej.
Ale nie mam też zamiaru powielać działań Szwagra i jego Żony, którzy właśnie oczekują piątego (!) potomka. Albo raczej potomkini, jak wskazują badania.
Dziś miałam mały przedstak tego, co oni mają na codzień, bo troje z czworga postanowiło pobawić się w nową zabawę: podrażnijmy wujka. Ale pozostali jednak na zabawie z Mikim w "domku", czyli kontrukcji z zagłówków i poduch. "Domek" wymyślił Duży M., a Małemu M. bardzo przypadł on do gustu. Szczególnie w czasie, gdy pora spać. Nie w tym rzecz jednak. Na niewielkiem powierzchni naszego saloniku grasowało czworo urwisów. Miki to mały huragan, ale jego kuzyni tak samo. Biegali, skakali, co poniektórzy bili się... Na szczęście nie trwało to zbyt długo i trzódka została zagoniona na dół do Babci, a Miko zabrany do basenu.
Jeśli chodzi o spanie i histerię, to dziś było lepiej. Było, bo Mąż jeszcze w domu, a Miko już śpi. Oczywiście nie obyło się bez płaczu, ale to raczej ze zmęczenia. Chyba musimy wrócić do jednej rzeczy, praktykowanej dawno temu, a mianowicie usypianie Synusia bez obecności Tatusia. Już keidyś zauważyliśmy, że wtedy Mały szybciej zasypia. Podejrzewam, że to dlatego, że Tatuś kojarzy się z zabawą, a Mamusia z obowiązkami i mniej przyjemnymi sprawami.
No, ale zobaczymy, jak to będzie dalej. Jutro już Mąż będzie w domu, a potem na popołudnie. Powinno być łatwiej.
czwartek, 23 sierpnia 2012
Jest coraz gorzej...
Nie wiem, co robić... Mąż jeszcze nawet nie wychodzi do pracy, a Miko już wpada w histerię. Dziś zaczął jeszcze przed 20. Tylko dlatego, że krzykłam na niego, bo mnie szczypał i gryzł. A potem już wszystko było nie tak. Tylko u Taty się uspokajał. W końcu kazałam mu się schować i zabrałam Małego na górę oglądać bajki. Jakoś się udało go uspokoić, ale tylko na chwilę. Wystarczyło, że pokazałam mu butelkę z wodą i spyałam, czy chce pić, a zaczęło się od początku...
Z jednej strony cieszę się, że Miki chętnie chodzi też do taty, bo ja mam chwile wytchnienia, ale z drugiej... Na szczęście jeszcze tylko jutro i weekend.
A co potem?...
Z jednej strony cieszę się, że Miki chętnie chodzi też do taty, bo ja mam chwile wytchnienia, ale z drugiej... Na szczęście jeszcze tylko jutro i weekend.
A co potem?...
środa, 22 sierpnia 2012
Tatuś i Synuś
Wszystko, co dobre szybko się kończy. Teraz trzeba przestawić się ponownie na szarą codzienność. A już szczególnie Mikiego. W ciągu ostatnich czterech tygodni tak się przyzwyczaił, że Tatuś jest zawsze w domu, że teraz jest problem. Bo Miko przez ten zcas bardzo się do niego przywiązał i Tatuś nie mógł zrobić prawie nic bez Małego. Jeśli tylko wychodził z pokoju, zaraz był krzyk rozpaczy i histerii.
A teraz trzeba wychodzić do pracy... Duży M. ma teraz nocki, więc niby problemu nie ma.Wystarczy uśpić Małego. Ale to nie takie proste. Miałam zamiar uśpić go wcześniej, ale się nie dał. I musiałam kombinować, co zrobić, żeby nie widział wychodzącego Tatusia Bo jak go nie ma, to jest ok, ale jak Miko widzi, że wychodzi, zaczynają się schody. Duże.
Mam nadzieję, że szybko się znowu przestawi...
Poza tym dzień, jak codzień. Mąż po raz kolejny jechał do serwisu samochodowego, a my po raz kolejny zabraliśmy się z nim do rodziców. Nie uprzedziłam wcześniej, więc była niespodzianka.
A jeśli kiedykolwiek zdarzy Wam się stłuczka/kolizja/wypadek życzę dużo cierpliwości do załatwiania biurokracji.
A teraz trzeba wychodzić do pracy... Duży M. ma teraz nocki, więc niby problemu nie ma.Wystarczy uśpić Małego. Ale to nie takie proste. Miałam zamiar uśpić go wcześniej, ale się nie dał. I musiałam kombinować, co zrobić, żeby nie widział wychodzącego Tatusia Bo jak go nie ma, to jest ok, ale jak Miko widzi, że wychodzi, zaczynają się schody. Duże.
Mam nadzieję, że szybko się znowu przestawi...
Poza tym dzień, jak codzień. Mąż po raz kolejny jechał do serwisu samochodowego, a my po raz kolejny zabraliśmy się z nim do rodziców. Nie uprzedziłam wcześniej, więc była niespodzianka.
A jeśli kiedykolwiek zdarzy Wam się stłuczka/kolizja/wypadek życzę dużo cierpliwości do załatwiania biurokracji.
poniedziałek, 20 sierpnia 2012
Weekend u rodziny
Wycieczka do Zatoru nie wypaliła. Po prostu jakoś tak wyszło.
Ale na weekend wybraliśmy się do mojej rodziny. Mieszkają stosunkowo daleko od nas i tak sie złożyło, że do tej pory nie mieli okazji zobaczyć Mikiego. Więc spakowaliśmy się w torbę i jazda w drogę :)
Przyznam, że było super. Miki szlał za dwóch, a Ciocia wreszcie zrozumiała, czemu moja Babcia zawsze tak Małego zachwala :) Wujek rozkochał się w Mikim ze wzajemnością, a mój Synuś w końcu poznał swoją - jedyną - praprababcię. Razem z Mężem odpoczęliśmy i porobiłam dużo zdjęć.
A teraz wracamy do szarej codzienności, tym bardziej, że Mąż już jutro wraca do pracy...
Ale na weekend wybraliśmy się do mojej rodziny. Mieszkają stosunkowo daleko od nas i tak sie złożyło, że do tej pory nie mieli okazji zobaczyć Mikiego. Więc spakowaliśmy się w torbę i jazda w drogę :)
Przyznam, że było super. Miki szlał za dwóch, a Ciocia wreszcie zrozumiała, czemu moja Babcia zawsze tak Małego zachwala :) Wujek rozkochał się w Mikim ze wzajemnością, a mój Synuś w końcu poznał swoją - jedyną - praprababcię. Razem z Mężem odpoczęliśmy i porobiłam dużo zdjęć.
A teraz wracamy do szarej codzienności, tym bardziej, że Mąż już jutro wraca do pracy...
piątek, 17 sierpnia 2012
Pechowy dzień Mikiego
Jakoś u nas spokojnie ostatnio. Na tyle, na ile to możliwe przy niespełna półrocznym dziecku.
Samochód już odebrany. Od poniedziałku stoi w naszym garażu, a nie firmowym serwisie. Niestety okazało się, że tylna klapa była źle ząłożona i wczoraj Mąż jechał do nich na powrót, zeby poprawili. Blacharz taki zdolny tam u nich, że dopiero za 5. razem udało mu się klapę dopasować. I jeszcze jak głupio się Męzowi tłumaczył... Że uszczelka nowa, za mocne amortyzatory...
My z Mikim w tym czasie byliśmy u mojej Mamy, bo to po drodze. Akurat przynieśli gazetki reklamowe, więc w drodze powrotnej udało mi się wyciągnąć Dużego M. na zakupy. Bo przeciez Miko tak szybko rośnie, że trzeba przed jesienią uzupełnić zapas bluzek z długim rękawem. A akurat fajne promocje. Nawet jeansy mu kupiliśmy za 8 zł :)
Jednak w całym tym spokojnym czasie był moment grozy.
U nas na podwórku stoją wiadra na deszczówkę. Kilka plastikowych i trzy metalowe. Głębokie i częściowo wkopane w ziemię. Zawsze, gdy zbierze się w nich woda, Miko chętnie się nią bawi. Wylewa, przelewa, oblewa... Najczęściej przy tych plastikowych (10 litrowe). Ale czasem zdarza mu się też w tych dużych. I kiedy w środę siedzieliśmy sobie na ogrodzie ze znajomymi, Miko... wpadł do jednego! Głową do środka. Jedynie stopy wystawały nad powierzchnię wody.
Na szczęscie skończyło się jedynie na chwilowym strachu (naszym i Małego), bo już następnego dnia znowu sie tam chlapał...
Samochód już odebrany. Od poniedziałku stoi w naszym garażu, a nie firmowym serwisie. Niestety okazało się, że tylna klapa była źle ząłożona i wczoraj Mąż jechał do nich na powrót, zeby poprawili. Blacharz taki zdolny tam u nich, że dopiero za 5. razem udało mu się klapę dopasować. I jeszcze jak głupio się Męzowi tłumaczył... Że uszczelka nowa, za mocne amortyzatory...
My z Mikim w tym czasie byliśmy u mojej Mamy, bo to po drodze. Akurat przynieśli gazetki reklamowe, więc w drodze powrotnej udało mi się wyciągnąć Dużego M. na zakupy. Bo przeciez Miko tak szybko rośnie, że trzeba przed jesienią uzupełnić zapas bluzek z długim rękawem. A akurat fajne promocje. Nawet jeansy mu kupiliśmy za 8 zł :)
Jednak w całym tym spokojnym czasie był moment grozy.
U nas na podwórku stoją wiadra na deszczówkę. Kilka plastikowych i trzy metalowe. Głębokie i częściowo wkopane w ziemię. Zawsze, gdy zbierze się w nich woda, Miko chętnie się nią bawi. Wylewa, przelewa, oblewa... Najczęściej przy tych plastikowych (10 litrowe). Ale czasem zdarza mu się też w tych dużych. I kiedy w środę siedzieliśmy sobie na ogrodzie ze znajomymi, Miko... wpadł do jednego! Głową do środka. Jedynie stopy wystawały nad powierzchnię wody.
Na szczęscie skończyło się jedynie na chwilowym strachu (naszym i Małego), bo już następnego dnia znowu sie tam chlapał...
poniedziałek, 13 sierpnia 2012
Słów nieco o gotowaniu
Tak naprawdę, to ja nie umiem gotować.
Dopiero się uczę.
Na chwilę obecną moje kuchenne wyczyny nazwałabym, raczej eksperymentami. Często udanymi, ale jednak eksperymentami. Niemniej jednak lubię eksperymentować. Tym bardziej, gdy potem widzę, jak uży i Mały M. zajadają to ze smakiem. A ostatnio jest tak dość częśto. Wiec tym chętniej biorę się za kolejne eksperymentowanie :)
Moja Mama umie gotować. I to bardzo dobrze. Teściowa co prawda też, ale mnie skurat jej kuchnia nie smakuje. A ja nie umiem. I nie można za to winić mojej Mamy! Absolutnie nie! Po prostu mnie nigdy nie ciągnęło do kuchni. Kiedy już się zaręczyłam, Mama czasami chciała mnie wziąść do kuchni i coś pokazać, ale ja wolałam czytać książki, lub robić inne rzeczy. Raz tylko poszłam i uczyła mnie robić kluski śląskie. Nawet do tej pory pamiętam, choć jakoś jeszcze nie się to nie przydało...
Dopiero gdy wzięłam ślub, zaczęło mnie tak naprawdę ciągnąć do kuchni. Wtedy często robiłam Mężowi pizzeę, lub piekłam ciastka. A gdy na świecie pojawił się Miko, coraz częściej eksperymentuje z obiadami. Ciastka też chętnie bym piekła, ale to dużo czasu trzeba, więc przerzuciłam się na szybsze muffiny. I z nimi też ochoczo eksperymentuję.
Jeśli chodzi o obiady, to ostatnio temat kręci się wokół cukini. Były już placki z cukini, gulasz, cukinia w cieście naleśnikowym... Myślę jeszcze o cukinii zapiekanej z farszem i zupie z cukini. Ale to wyjdzie z czasem.
Nie, nie jestem maniaczką cukini :) Po prostu całą trójką bardzo ją lubimy, więc koszystam z okazji, że jest. Czasem kupujemy w sklepie, a czasem dostajemy. Ale zawsze zjadamy ze smakiem :)
Dopiero się uczę.
Na chwilę obecną moje kuchenne wyczyny nazwałabym, raczej eksperymentami. Często udanymi, ale jednak eksperymentami. Niemniej jednak lubię eksperymentować. Tym bardziej, gdy potem widzę, jak uży i Mały M. zajadają to ze smakiem. A ostatnio jest tak dość częśto. Wiec tym chętniej biorę się za kolejne eksperymentowanie :)
Moja Mama umie gotować. I to bardzo dobrze. Teściowa co prawda też, ale mnie skurat jej kuchnia nie smakuje. A ja nie umiem. I nie można za to winić mojej Mamy! Absolutnie nie! Po prostu mnie nigdy nie ciągnęło do kuchni. Kiedy już się zaręczyłam, Mama czasami chciała mnie wziąść do kuchni i coś pokazać, ale ja wolałam czytać książki, lub robić inne rzeczy. Raz tylko poszłam i uczyła mnie robić kluski śląskie. Nawet do tej pory pamiętam, choć jakoś jeszcze nie się to nie przydało...
Dopiero gdy wzięłam ślub, zaczęło mnie tak naprawdę ciągnąć do kuchni. Wtedy często robiłam Mężowi pizzeę, lub piekłam ciastka. A gdy na świecie pojawił się Miko, coraz częściej eksperymentuje z obiadami. Ciastka też chętnie bym piekła, ale to dużo czasu trzeba, więc przerzuciłam się na szybsze muffiny. I z nimi też ochoczo eksperymentuję.
Jeśli chodzi o obiady, to ostatnio temat kręci się wokół cukini. Były już placki z cukini, gulasz, cukinia w cieście naleśnikowym... Myślę jeszcze o cukinii zapiekanej z farszem i zupie z cukini. Ale to wyjdzie z czasem.
Nie, nie jestem maniaczką cukini :) Po prostu całą trójką bardzo ją lubimy, więc koszystam z okazji, że jest. Czasem kupujemy w sklepie, a czasem dostajemy. Ale zawsze zjadamy ze smakiem :)
niedziela, 12 sierpnia 2012
Fotorelacja z ZOO
piątek, 10 sierpnia 2012
Wycieczka do ZOO i po lekarzu
Miki współpracował, więc wycieczka do ZOO się odbyła.
Bawiliśmy się świetnie. I po raz kolejny okazało się, że przy dziecku zwraca się uwagę na zupełnie inne rzeczy. W czasie, gdy my oglądaliśmy zwierzęta, Mikiego dużo bardziej interesowały kamyczki, woda/kałuże i wszystko, co da się znaleźć na chodniku :)
Jedyne, przy czym Miki na dłużej chciał się zatrzymać, to niedźwiedzie brunatne i Kotlina Dinozaurów. Gdyby mógł, nie odchodziłby stamtąd :)
W ciągu dnia spał mnie niż zwykle, więc bałam się, że będzie bardzo marudny. Ale nie. Był pełen życia i werwy. na szczęście poza mną i Tatusiem, pojechała z nami też moja Siostra, a Mikowa chrzestna. Także zawsze miał kto za Żywym Sreberkiem biegać :)
Zdjęcia pokaże następnym razem, bo jeszcze nie zrzuciłam ich na komputer.
Wczoraj byłam u lekarza. Owszem, migdałki są do wycięcia. Zapisała mnie na najbliższy możliwy termin, czyli... 3 luty!!!
Obym do tego zcasu się nie rozchorowała.
Chociaż może nie było by to takie głupie... Może załapałabym się wcześniej...
Chwilowo Miki śpi ładnie w łóżeczku. Staramy się go odzwyczaić od spania z nami, ale nie na siłę. Wieczorami śpi w swoim łóżeczku obok naszego łóżka, a jeśli w nocy bardzo płacze, zabieram go do nas. Może to i niepedagogiczne, ale ja widzę efekty. Już nie raz zdarzyło się, że przespał sam całą noc.
A na wakacje jednak nie pojedziemy. Samochód jeszcze nie jest gotowy, a poza tym spożytkowaliśmy te fundusze w inny sposób.
Szukamy teraz jednak pomysłu na wycieczki dla Mikiego. Ostatnio było ZOO, być może odwiedzimy jeszcze park dinozaurów w Zatorze. Więcej pomysłów brak...
Bawiliśmy się świetnie. I po raz kolejny okazało się, że przy dziecku zwraca się uwagę na zupełnie inne rzeczy. W czasie, gdy my oglądaliśmy zwierzęta, Mikiego dużo bardziej interesowały kamyczki, woda/kałuże i wszystko, co da się znaleźć na chodniku :)
Jedyne, przy czym Miki na dłużej chciał się zatrzymać, to niedźwiedzie brunatne i Kotlina Dinozaurów. Gdyby mógł, nie odchodziłby stamtąd :)
W ciągu dnia spał mnie niż zwykle, więc bałam się, że będzie bardzo marudny. Ale nie. Był pełen życia i werwy. na szczęście poza mną i Tatusiem, pojechała z nami też moja Siostra, a Mikowa chrzestna. Także zawsze miał kto za Żywym Sreberkiem biegać :)
Zdjęcia pokaże następnym razem, bo jeszcze nie zrzuciłam ich na komputer.
Wczoraj byłam u lekarza. Owszem, migdałki są do wycięcia. Zapisała mnie na najbliższy możliwy termin, czyli... 3 luty!!!
Obym do tego zcasu się nie rozchorowała.
Chociaż może nie było by to takie głupie... Może załapałabym się wcześniej...
Chwilowo Miki śpi ładnie w łóżeczku. Staramy się go odzwyczaić od spania z nami, ale nie na siłę. Wieczorami śpi w swoim łóżeczku obok naszego łóżka, a jeśli w nocy bardzo płacze, zabieram go do nas. Może to i niepedagogiczne, ale ja widzę efekty. Już nie raz zdarzyło się, że przespał sam całą noc.
A na wakacje jednak nie pojedziemy. Samochód jeszcze nie jest gotowy, a poza tym spożytkowaliśmy te fundusze w inny sposób.
Szukamy teraz jednak pomysłu na wycieczki dla Mikiego. Ostatnio było ZOO, być może odwiedzimy jeszcze park dinozaurów w Zatorze. Więcej pomysłów brak...
środa, 8 sierpnia 2012
Ciągle coś, ciągle ktroś, a ja mam już dość...
To nie jest tak, że nic się nie dzieje. Bo dzieje dużo. Za dużo.
I pomyśleć, że wydawało mi się, że urlop spędzony w domu może być nudny... Nie u nas.
Nawet nie wiem, od czego zacząć...
Miki jest jak mały huragan. Nawet Mąż tak na niego mówi: Pan Huragan. Wszędzie go pełno. Dopiero niedawno nauczył się chodzić, a już najchętniej ciągle tylko by biegał. Podejrzewam, że w jego słowniku nie będzie słów powoli, spokojnie. Na dodatek gaduła robi się z niego straszna. Niestety na razie nikt go nie rozumie.
Poza tym mamy już dwanaście ząbków :) Niedawno wybiły się górne czwórki, obie naraz.
Dość chętnie wcina wszelkie nowości, ale dalej buntuje się przy pieczywie. Ani chleb, ani bułka. Ta druga ewentualnie w czasie spacerów z Biedronki, co by nam z wózka nie uciekł :)
Samochód dalej stoi w serwisie. Może pod koniec tygodnia będzie gotowy. Na szczęście mamy zastępczy, więc nie jesteśmy uziemieni. Dziś na przykład mamy w planie wycieczkę do ZOO. Ale zobaczymy, jak Miko. Ostatnio przesunęła mu się drzemka na późniejszą godzinę, więc zobaczymy, jak to będzie dziś...
Największa nowina ostatnich dni? Żona Szwagra jest w ciąży. Po raz piąty.
Ręce opadają. Zero odpowiedzialności, troski i miłości w stosunku do tych, które już są, a produkcja trwa...
W każdym razie ostatnie dni były dość intensywne. Szczególnie koniec lipca. Teraz na szczęście powoli się wszystko uspokaja. Dużo widywaliśmy się z rodziną i znajomymi. Rodzice naszego Przyjaciela (czy on jeszcze nim faktycznie jest?) pojechali na wczasy, a oni na ten czas się tu przenieśli, więc mamy towarzystwo do spacerów i ogólnie do spotkań.
Jutro idę w końcu do lekarza i dowiem się, jak ma się sprawa z moimi migdałkami.
A jeśli trochę to jeszcze potrwa i oddadzą samochód, to być może chociaż na tydzień uda nam się pojechać w góry :)
Tatry, czy Pieniny?
Zobaczymy :)
I pomyśleć, że wydawało mi się, że urlop spędzony w domu może być nudny... Nie u nas.
Nawet nie wiem, od czego zacząć...
Miki jest jak mały huragan. Nawet Mąż tak na niego mówi: Pan Huragan. Wszędzie go pełno. Dopiero niedawno nauczył się chodzić, a już najchętniej ciągle tylko by biegał. Podejrzewam, że w jego słowniku nie będzie słów powoli, spokojnie. Na dodatek gaduła robi się z niego straszna. Niestety na razie nikt go nie rozumie.
Poza tym mamy już dwanaście ząbków :) Niedawno wybiły się górne czwórki, obie naraz.
Dość chętnie wcina wszelkie nowości, ale dalej buntuje się przy pieczywie. Ani chleb, ani bułka. Ta druga ewentualnie w czasie spacerów z Biedronki, co by nam z wózka nie uciekł :)
Samochód dalej stoi w serwisie. Może pod koniec tygodnia będzie gotowy. Na szczęście mamy zastępczy, więc nie jesteśmy uziemieni. Dziś na przykład mamy w planie wycieczkę do ZOO. Ale zobaczymy, jak Miko. Ostatnio przesunęła mu się drzemka na późniejszą godzinę, więc zobaczymy, jak to będzie dziś...
Największa nowina ostatnich dni? Żona Szwagra jest w ciąży. Po raz piąty.
Ręce opadają. Zero odpowiedzialności, troski i miłości w stosunku do tych, które już są, a produkcja trwa...
W każdym razie ostatnie dni były dość intensywne. Szczególnie koniec lipca. Teraz na szczęście powoli się wszystko uspokaja. Dużo widywaliśmy się z rodziną i znajomymi. Rodzice naszego Przyjaciela (czy on jeszcze nim faktycznie jest?) pojechali na wczasy, a oni na ten czas się tu przenieśli, więc mamy towarzystwo do spacerów i ogólnie do spotkań.
Jutro idę w końcu do lekarza i dowiem się, jak ma się sprawa z moimi migdałkami.
A jeśli trochę to jeszcze potrwa i oddadzą samochód, to być może chociaż na tydzień uda nam się pojechać w góry :)
Tatry, czy Pieniny?
Zobaczymy :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)